s.
Bernadeta Lipian
ŻYCIE EWANGELIĄ
SYLWETKA DUCHOWA ANNY JENKE
SPIS TREŚCI
ANNA JENKE
ur. się 3 IV 1921 r. w Błażowej k/Rzeszowa. Od 7-ego roku życia wraz z rodzicami na stałe zamieszkała w Jarosławiu. Szkolę średnią ukończyła u SS. Niepokalanek w Jarosławiu w ł939 r. W czasie wojny i okupacji była czynnie zaangażowana w konspiracji; niosła pomoc jeńcom wojennym, więźniom, a dla biednych dzieci zorganizowała akcję "kromka chleba". Brała też udział w tajnym nauczaniu.
W 1945 r. rozpoczęła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, które ukończyła w 1950 r., uzyskując stopień magistra z filologii polskiej. Od 1950 r., do końca życia pracowała jako polonistka i wychowawczyni młodzieży szkół średnich w Jarosławiu. Jej praca pedagogiczna i wychowawcza przebiegała w bardzo trudnym okresie - w systemie komunistycznym. Wtedy to Anna wykazała wielką odwagę w wyznawaniu prawd wiary, swej przynależności do Chrystusa i Kościoła. W tym też duchu wychowywała całe rzesze młodych pokoleń. Szczególną troską otaczała zaniedbaną młodzież i "dzieci ulicy". Opiekowała się też chorymi, biednymi i samotnymi ludźmi. Wszystkim niosła pomoc moralną i materialną, Odznaczała się głęboką wiarą i nieprzeciętną miłością Boga i bliźniego. Na co dzień żyła Ewangelią. Przez to stała się autentycznym świadkiem Chrystusa - współczesnym świeckim apostołem.
Zmarła w Jarosławiu 15 II 1976 r., trawiona ciężką chorobą nowotworową. Pogrzeb, który zgromadził wielkie tłumy ludzi przypominał manifestację. Uczestnicy tego smutnego obrzędu przybyli oddać hołd człowiekowi wielkiemu, nieprzeciętnemu. Pragnęli wyrazić swoją wdzięczność za jej wprost heroiczną miłość Boga i drugiego człowieka. Uczniowie i wychowankowie szczególnie przezywali odejście swojej wspaniałej wychowawczyni, przyjaciela, bowiem za taką ją uważali. Dla swego niezwykłego życia pełnego dobroci i miłości, zasłużyła sobie u wielu na wdzięczną pamięć.
Kościół archidiecezji przemyskiej, biorąc pod uwagę jej wielkie wartości ducha; życie według cnót chrześcijańskich, wierne naśladowanie Chrystusa na ewangelicznej drodze - rozpoczął proces beatyfikacyjny. I odtąd przysługuje jej tytuł Służebnicy Bożej.
Tymczasem pamięć o niej jest wciąż żywa. Ludzie w modlitwach prywatnych coraz częściej zwracają się do niej z prośbą o wstawiennictwo u Boga w różnych potrzebach. I są wysłuchiwani, o czym świadczą liczne pisemne podziękowania przesyłane do Towarzystwa Przyjaciół Anny Jenke w Jarosławiu oraz wpisywane do Księgi Pamiątkowej znajdującej się w krypcie kościoła św. Mikołaja w Jarosławiu, gdzie spoczywają jej doczesne szczątki.
Znajomość tej Postaci rozszerza się coraz bardziej przez świadectwa osób, które ją znały i przez liczne publikacje w postaci książek i artykułów.
"Z Bogiem i tylko dla Boga" - to nie tylko hasło zapisane w osobistych notatkach Anny Jenke, ale przede wszystkim to treść jej życia.
A w szerszym rozumieniu zawierało ono w sobie:
naśladowanie Chrystusa na drodze maryjnej i eklezjalnej.
I to tworzyło Jej sylwetkę duchową. A zatem, życie "Z Bogiem i tylko dla Boga" mieściło w sobie: głęboką i żywą wiarę oraz nieprzeciętną miłość Boga i ludzi.
Cnoty Boskie i moralne realizowała Anna Jenke na ewangelicznej drodze, w wiernym naśladowaniu Chrystusa na wzór Matki Najświętszej i z Jej pomocą.
Życie, które jest wiernym odtwarzaniem Ewangelii jest możliwe tylko przy współpracy z łaską Bożą, z pomocą płynącą z sakramentów św. i żarliwej modlitwy.
Niniejsze opracowanie ma na celu ukazać postać Anny Jenke od strony życia duchowego, które było bardzo bogate. Jednak zdajemy sobie sprawę, iż w pełni nie da się ono przedstawić tak, jakie było w rzeczywistości, bo sprawy ducha często są poza zasięgiem stów- Niemniej, przy pomocy naocznych świadków Jej życia i materiałów źródłowych, jak: osobistych dokumentów, dzienniczków, notatek, artykułów, korespondencji i w zestawieniu ich z nauczaniem Chrystusa i Kościoła - zechcemy choć trochę dać świadectwo ojej bogatym życiu wewnętrznym.
Konstrukcja myślowa zamierzonego dziełka ma następujący plan:
- Uwierzenie i zawierzenie Bogu przez Annę na wzór Maryi i z Jej pomocą, a także z przykładem świętych, jak: św. Teresy od Dzieciątka Jezus i św. Maksymiliana Kolbe do których ona często się odwoływała.
- Realizacja miłości Boga i ludzi na ewangelicznej drodze przez naśladowanie Chrystusa w tajemnicach Jego życia, ale z Maryją i na Jej wzór.
- Głębsze naśladowanie Chrystusa na drodze rad ewangelicznych: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, zwłaszcza Kościołowi, czyli droga eklezjalna.
- Konieczne środki w dążeniu do doskonałości: asceza i modlitwa.
Wszystkie odniesienia, twierdzenia, oparte na źródłach, a dotyczące sylwetki duchowej Anny - weryfikowały się w jej życiu zewnętrznym; w relacjach międzyludzkich. Na tej podstawie w opracowaniu próbowano tworzyć obraz jej wnętrza. Jednakże, mimo usilnych starań i rzetelności w korzystaniu z wiarygodnych materiałów jest to obraz mglisty i być może nie adekwatny.
Ale takie przeświadczenie z dozą pewnego niezadowolenia, towarzyszy chyba każdemu piszącemu życiorysy.
O Annie Jenke mówi się, że była człowiekiem wielkiego
zawierzenia Bogu, co zamykało się w jej maksymie:
"Z Bogiem i tylko dla Boga" i co próbowała potwierdzać
swoim życiem. Zasadniczo, całość jej życia obracała się wokół spraw Bożych.
Dlatego, chcąc poznać jej sylwetkę duchową, należałoby odpowiedzieć na
pytania:
Kim dla niej był Bóg i w jaki sposób Go poznawała?
Jak w życiu realizowała wiarę, nadzieję i miłość?
Jak weszła na drogę Ewangelii?
I wreszcie, w jaki sposób wypełniała swoje powołanie i dążenie
do świętości?
Z wielu materiałów źródłowych, to jest z bogatej spuścizny piśmienniczej
oraz ze świadectw osób, które ją znały - wynika, że był to człowiek głębokiej
wiary.
Wiara była dla niej wszystkim: podstawą patrzenia na otaczający
ją świat i ludzi, oceną wszystkich wydarzeń, wyjaśnieniem często
niezrozumiałych i trudnych spraw, choćby cierpienia fizycznego czy moralnego.
Wiara również wyznaczała jej kierunek wszystkich osobistych dążeń, słów
i czynów, i wskazywała na ostateczny cel życia.
Ważną rzeczą w rozwoju życia duchowego Anny było to, iż od
początku budowała go na zdrowym fundamencie życia religijnego, który posiadała,
co w dużej mierze zawdzięczała rodzicom, uchodzących za bogobojnych,
inteligentnych, praktykujących katolików, czynnie zaangażowanych w życie Kościoła.
W ich domu, praktyki religijne, tradycje, obyczaje były ściśle
przestrzegane i z pietyzmem kultywowane. Lektura Pisma św. i innych pobożnych
książek była obowiązująca. Szczególnie matka czytała głośno swoim
dzieciom fragmenty Ewangelii czy jakiejś innej religijnej książki, np. żywotów
Świętych.
Anna, którą cechowała wielka wrażliwość, delikatność,
subtelność - chłonęła przekazywane treści i przyswajała je sobie na własny
użytek. Z czasem, sama próbowała sięgać do tych źródeł, z których
korzystała jej pobożna matka i na nich rozwijać swoją religijność.
Dużą pomocą w rozwoju życia wewnętrznego Anny okazały się
dary, w które dość bogato wyposażyła ją natura. Najkrócej mówiąc,
cechowało ją wielkie szlachectwo ducha. I na tym, w całej pełni, z roku na
rok rozwijała się i formowała jej piękna sylwetka duchowa, osiągając w końcu
swój ostateczny kształt - świętość.
Świętość Anny - bo tak próbuje się oceniać jej życie - nie
przyszła nagle, z rozgłosem, czy w jakiejś barwnej oprawie, w gotowej formie.
Nie była też jej własnością, choć wypracowywała ją w wielkim trudzie. Była
to świętość - można powiedzieć - mocno zakotwiczona w samym Źródle świętości,
czyli w Bogu i to już u samych jej początków. Była ona spleciona - jak
latorośl z winnym krzewem - jednością życia z Chrystusem, który byt dla
niej czytelnym znakiem w każdej sytuacji życia. Dlatego wiedziała jak ma postępować
i jakie jest jej przeznaczenie i powołanie.
Jedyny cel, jaki jej przyświecał w życiu i ku czemu zmierzała,
to:
Jak podobać się samemu Bogu?
Co czynić, by przynieść Mu jak najwięcej chwały?
Jak odczytać Jego wolę, by tylko ją wypełniać, a nigdy swoją?
Jak przekładać na język miłości słowa i czyny, by świadczyły
o jej przynależności tylko do Boga?
Jak zabiegać o królestwo Boże w duszach ludzkich i jak je
zdobywać dla Boga?
Jak przyjmować ból i cierpienie, by przynosiły duchową korzyść
i były zbawienne?
Te pytania wypełniały Jej umysł i serce do ostatnich granic. Jej
troska skupiała się Jedynie na tych treściach, a wszystko inne było temu
przyporządkowane. Już od najmłodszych lat - rozwój życia duchowego stawiała
na pierwszym miejscu. W tym kierunku szli także jej rodzice w pracy
wychowawczej. Oni uczyli swoje dzieci nie tylko przykładem, ale również świadomym
wychowywaniem do najwłaściwszych postaw; relacji do Boga i ludzi.
W życiu zawsze kierowali się wiarą. A wiara ich nie była tylko jakimś zewnętrznym
znakiem, szyldem, pustym dźwiękiem stów, czy nawykiem. Ona była podstawą
ich życia i wyrażała się prostym stosunkiem do Boga, pokornym przyjmowaniem
Jego prawd objawionych, życiem Dekalogiem i Ewangelią.
Była to również wiara odznaczająca się dynamizmem, ciągłym dążeniem
do coraz głębszego poznawania Boga. Przechodziła ona przez etapy rozwoju;
począwszy od najprostszych form, aż do wnikliwego poznawania Bożych tajemnic,
oczywiście, na ile jest to możliwe i dostępne dla rozumu ludzkiego.
To ciągłe odkrywanie Boga na co dzień towarzyszyło również
Annie. Do końca życia zgłębiała Boże prawdy; studiowała je, rozczytywała
się w Piśmie św. i w lekturze mistrzów życia duchowego. Stąd można
powiedzieć, że wiara Anny była głęboka i wyznaczała cel Jej życia, o czym
była tak bardzo przekonana i co wyraziła w krótkich, ale istotnych słowach:
"Celem naszego życia jest poznawać Boga i służyć
Mu…
My ludzie, którzyśmy wyszli od Boga, żyjemy po to na ziemi, aby do Niego wrócić".
(Dz. i rozw. s.252)
Cel ten realizowała w swoim ziemskim życiu poprzez przeżywanie z
Bogiem każdej chwili, przez pełnienie Jego woli i miłosierną służbę bliźnim.
Był to cel ciągle żywy, aktualny; którego do końca nie utraciła z oczu,
nie wykreśliła z pamięci, nie usunęła ze serca. Jednakże do tego celu nie
podążała sama, gdyż uważała się za słabą, lecz z pomocą Matki Najświętszej.
Dlatego często powtarzała:
"Z Bogiem i tylko dla Boga! Przez Maryję do Jezusa!"
(Dz. i rozw.,s.251)
A zatem, wiara głęboka i żywa cechowała jej życie wewnętrzne
i pogłębiała więź z Bogiem. Poprzez wiarę każdy dzień do Niego ją zbliżał
i każdy fakt, aż do szczegółów. Wszystkie wydarzenia mówiły jej o Bogu.
Wiara żywa umożliwiała jej dostrzegać Boga wszędzie.
A najpełniej poznawała Go przez Osobę Jezusa Chrystusa. Dlatego
w każdej sytuacji uciekała się do Ewangelii. Z niej czerpała mądrość,
natchnienie, pouczenie, radę, czyli wszystko. Innym również radziła, by w życiu
duchowym weszli na ewangeliczną drogę. Do koleżanki pisała;
"W Ewangelii na każdym kroku znajdziesz dowody na <
wielki styl > życia Chrystusa".
(A.J. do M. Łukasiewicz, list z 4 VI 1950)
Jednak Anna nie od razu weszła na tę drogę. Najpierw musiała się
zachwycić i zdumieć Ewangelią, zobaczyć jej piękno i najwyższą wartość,
potem w nią uwierzyć, zgodnie z tym, co powiedział sam Chrystus:
"Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię".
(Mkl,15)
Przemiana umysłu i serca - to warunek i pierwszy krok do przyjęcia
Ewangelii, pójścia za Chrystusem i naśladowania Go. Może się to stać
jedynie z pomocą Ducha Świętego. Bo jak powie św. Paweł:
"(...) człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest
z Bożego Ducha. Głupstwem mu się wydaje i nie może tego poznać, bo tylko
duchem można to rozsądzić".
(l Kor 2,10).
Fundamentem zaś życia Ewangelią jest:
głęboka i żywa wiara, połączona z nadzieją i miłością.
Owe cnoty Boskie, będące zapoczątkowaniem wszelkiego życia Bożego
w duszy człowieka, u Anny w szczególny sposób uwidoczniały się w jej postępowaniu,
w życiu duchowym i prowadziły ją do coraz ściślejszego zjednoczenia z
Bogiem.
Istnieje ścisła zależność między wrażliwością duszy a
bliskością Boga. Tylko dusza wrażliwa jest zdolna zachwycić się i
zafascynować przedmiotem miłości. I odwrotnie, dusza kochająca Boga i ludzi
zwykle Jest wrażliwa.
Anna posiadała dar wielkiej wrażliwości. Z tym przyszła na świat.
Potem rozwijała go z pomocą Boga i ludzi, zwłaszcza również wrażliwych
rodziców, którzy mieli wysokie ambicje, by jak najlepiej wychować swoje
dzieci. Wykształcenie szło w parze z wychowaniem. Z zawodu będąc
nauczycielami, wiedzieli jak to czynić, jakie stosować metody, by były
najskuteczniejsze w tym względzie. Na szczycie wszystkich wartości, jakie
ukazywali swoim dzieciom - stał Bóg. I ku Niemu kierowali wszystkie swoje wysiłki
wychowawcze.
Toteż, Anna miała mocne zasady moralne już u samych początków.
Boże dary i wysiłki ludzkie - usposabiały jej szlachetne serce do zachwytów
tym, co najlepsze i najpiękniejsze. Dlatego Boga widziała jako Najwyższe
Dobro, Nieskończoną Miłość, Wszechmoc, Piękno. A otaczający ją świat był
odbiciem owych Boskich przymiotów.
Zmysł obserwacji, spostrzegawczość wprowadzały ją w zachwyt
nad Bożym pięknem, pobudzały do refleksji i kontemplacji. Dało się to zauważyć
już we wczesnej młodości. Swoje spostrzeżenia bardzo często notowała w
pamiętnikach. Na przykład, o swoich przeżyciach z wakacji spędzonych w górach,
tak pisze:
"Przed oczyma staje mi obraz zachodzącego słoneczka, potem
mrok i za chwilę niebo zasiane już miliardami gwiazd, wyglądających, jak
srebrne dukaty - Czyż nie piękny widok? A wtedy, gdy gwiazdka spada, zostawiając
po sobie jasną smugę, czyż nie zdaje się, że to jakaś jasna duszyczka
unosi się na poświacie do nieba, zostawiwszy na ziemi swą gwiazdkę".
(Dz. i rozw. s.57-58)
Kiedy indziej znów pełna zachwytu powie;
"Słońce zachodziło bardzo czerwono, ślicznie. Myślałam,
czy ktoś potrafi namalować je teraz w tych tysiącach barw tonących? Myślę,
że nie!"
(Dz. i rozw. s.43)
Cuda przyrody dostrzegała wszędzie. Raz po powrocie z wycieczki z górskich
okolic, zanotowała:
"Widzieliśmy < Jaworzynę >, do której jest 18 km. Śliczna góra,
taka sina i wysoka! Potem zobaczyliśmy cudo architektury! Nie! Raczej cudo
przyrody! Trzy grzyby z... profilu! I to wszystko z kamienia!... Z < Malnika
> widać było bardzo dobrze Tatry. W ogóle śliczny roztaczał się widok,
na dalszych górach, prawie symetryczne szachownice pól o różnych odcieniach,
w dali ciemne lasy, wszędzie ślicznie i wesoło".
(Dz. i rozw. s.62,64)
W przyrodzie widziała Anna ślady Boga; Jego Potęgę, Wszechmoc,
Dobroć. Spojrzenie to, wzmacniane ciągle żywą i głęboką wiarą -
grawitowało ku Nieskończonemu. Dlatego pełna podziwu dla Bożych dzieł,
powie:
"Najlepiej lubię myśleć o Bogu. Patrząc na chór gwiaździsty
widzę jakim bezmiarem jest Bóg, a jakim pyłkiem ziemia, a co dopiero
my?"
(Dz. i rozw. s.127)
Zachwyt z kolei prowadził do uwielbienia Boga, do wdzięczności
za dzieło stworzenia i do ukochania Go ponad wszystko. Trwając w tym
usposobieniu duszy, mówiła:
"Bogu naszemu powinniśmy okazywać miłość i wdzięczność
za to, że nas stworzył. Powinniśmy pamiętać, że na nic się nam przyda
posiadanie całego świata, gdybyśmy ponieśli szkodę na duszy".
( Dz. i rozw. s.247) 13
Pragnienie miłości Boga mogła Anna realizować przez
zjednoczenie swej duszy z Jezusem Eucharystycznym. Dlatego największym dla niej
szczęściem było przyjęcie Komunii św. Wtedy mogła uwielbiać Boga,
wypowiadać swoją miłość, dziękować za piękny świat i za wszystko, co Bóg
dał człowiekowi z miłości do niego. Te swoje przeżycia często przelewała
na karty pamiętnika.
"Był ranek i gdy się patrzyło pod słońce na łąki w
dole pokryte rosą, to serce przejmował zachwyt i nadmiar uwielbienia dla Boga,
Którego za chwilę miałam przyjąć w Komunii św. do serca".
(Dz. i rozw. s.161-162)
Przeżywając zaś najpiękniejszy miesiąc - maj, mówiła:
"Maj w tym roku jest specjalnie cudny. Nigdy kwiaty nie
wydawały się tak piękne jak teraz, jest ich tyle naraz. Jakie musi być niebo
i jaka śliczna Matka Boża - Lilia Czystości".
(Dz. i rozw. s.211)
Nadprzyrodzona cnota wiary pozwala człowiekowi widzieć doczesną
rzeczywistość w innym świetle. Przeniknięty światłem wiary widzi on celowość
i przeznaczenie wszystkiego, co Bóg stworzył, doświadcza Jego miłości,
odczuwa już tu na ziemi jakby przedsmak nieba. Nie docieka i nie roztrząsa
spraw, których rozum pojąć nie może. Wystarczy mu wiara, która wszystko
wyjaśnia. Dusze głębokiej wiary, czystego serca są nieustannie otwarte na
działanie Boga. Dlatego Anna, patrząc na rzeczywistość w świetle wiary,
powie:
"Nasz rozum jest za mały i za ciasny, aby mógł pojąć
Boga, toteż bez zastrzeżeń powinniśmy wierzyć we wszystko, co Bóg objawił,
a nie roztrząsać to i nie dowierzać.
Jak nie możemy uchwycić wiatru, który wyje w polach, tak nie możemy uchwycić
istoty Boga, możemy tylko dążyć do jej poznania i zawsze stanowczo stać
przy swojej wierze, choćby nas od niej odwodził świat".
(Dz. i rozw. s.248)
Stąd wszystkie sprawy, wydarzenia, których doświadczała -nie były
dla niej zwyczajnymi; dostrzegała w nich "palec Boży", "ślady
Boga" - jak się często wyrażała. Wystarczyła jej jakaś prosta rzecz,
by widzieć w niej zawartą Bożą myśl. Na przykład, zachwycając się wiosną,
mówiła:
"A tymczasem nasza piękna wiosna jest tylko bladym odbiciem
Tamtej Wiosny".
(Dz. i rozw. s.142)
Patrząc na otaczający świat, Anna wyraźnie odczuwała w nim
obecność Boga. Czuła również Jego bliskość w swoim życiu wewnętrznym,
nazywając je życiem w przyjaźni z Bogiem. Z tej świadomości, w prostej
konsekwencji wynikały zadania, o których mówiła:
"Błogosławiona jest w naszym życiu rola pamięci na
obecność Boga, a zarazem jest to piękne i proste rozwiązanie naszego
stosunku do Niego... Ja tym bardziej będę pamiętać, tym bardziej będę się
z Nim liczyć, tym bardziej będę Mu wynagradzać".
(Dz. i rozw. s.301)
Z tą sztuką patrzenia na świat i ludzi w świetle
nadprzyrodzonej wiary - przejdzie Anna przez wszystkie etapy swego życia. Będzie
tego uczyć także innych. Szczególny wpływ będzie miała na młodzież.
Harcerki powierzone Jej opiece, będzie uczyć miłości, pietyzmu i szacunku do
przyrody, jako do cząstki Ojczyzny, ale też jako do dzieła samego Boga -Stwórcy.
W późniejszym życiu - jako studentka - będzie zachęcać swoich
rówieśników do wycieczek gdzieś za miasto, by tam nabrali świeżego oddechu
nie tylko dla ciała, ale także i dla duszy. I by zobaczyli Boga w przyrodzie.
Ten wpływ był znaczny i mocny; zachwycał innych i pociągał do
naśladowania, jak wspominają jej koleżanki i przyjaciółki z okresu młodości.
Ona miała dziwny dar skupiania wokół siebie wielu zwolenników swoich idei. -
mówiły. A przykład jej życia miał niezwykłą moc pociągania innych do
najwyższych ideałów, do Boga samego.
Anna była też głęboko przeświadczona, iż jej powinnością
Jest pomagać innym dostrzegać najwyższe wartości. Ukazywanie Boga młodym
ludziom, poprzez uczenie ich umiejętnego patrzenia na świat, dostrzegania Go
we wszystkich wydarzeniach, w ludziach, zrządzeniach Opatrzności i w pięknie
przyrody - było dla niej zasadniczym zadaniem, które odczytywała jako wolę
Bożą.
Później jako nauczyciel i wychowawca spotęguje swoje działanie
w tym kierunku, nada mu określony kształt: właściwą formację intelektualną
i duchową młodych ludzi. Ta formacja będzie szła w parze z przekazywaniem
wiedzy, bowiem młody człowiek - jak mówiła - winien się rozwijać
wszechstronnie. Rozwój intelektualny suponuje doskonalenie duchowe. Przede
wszystkim u niej samej ta zasada miała całkowite zastosowanie.
Dlatego na lekcjach języka polskiego, na godzinach wychowawczych,
podczas wycieczek, i przy każdej innej okazji - wysuwała i akcentowała
pierwiastki religijne, uwypuklała te momenty, których młodzież sama by nie
dostrzegła, a które dotyczyły wiary w Boga, Jego nieskończonej Miłości.
Tak czyniła przez cały rok pracy w szkole, także na wakacje dawała pewne
wskazówki. Oto niektóre z nich:
"Ten, Który jest Panem i Stworzycielem Wszechrzeczy niech będzie
uwielbiony przez ziemię, człowieka i cały kosmos. Teraz, zwłaszcza podczas
wakacji, urlopów, obozów, czy choćby krótkich spacerów - umiejmy odczytywać
zmysłem nadprzyrodzonym "Piątą Ewangelie", to jest cały wspaniały
świat. Dostrzegajmy w nim rękę Boga i dziękujmy, że oczy nasze mogą to
widzieć. Dziękujmy nie sami, ale zawsze z Matką Bożą - Jej najpiękniejszym
hymnem "Magnificat". I żyjmy w kręgu radości i rozmodlenia -
takiego wielkiego i prostego, że nawet... bez słów. Po prostu zachwytem
serca, że Bóg jest naszym Ojcem, że dal nam swego Syna".
(Dz. i rozw. s.335)
Jednakże na samych słowach i zachwytach Anna nie poprzestawała.
Za nimi szły konkretne czyny, których źródłem była miłość Boga. W swoim
postępowaniu była zawsze konsekwentna i stanowcza, co znacznie ułatwiało jej
osiąganie zamierzonych celów. Taka była od początku. Za przykład może posłużyć
pewne wydarzenie z okresu dzieciństwa. Otóż, raz będąc na wakacjach w górach,
postanowiła wraz ze swoimi rówieśnikami zdobyć nieduży szczyt, na którym
stał krzyż. I pierwsza go zdobyła. O tym wydarzeniu w swoim pamiętniku
zanotowała:
"...Potem jeszcze jeden wysiłek i... wysoki, olbrzymi,
drewniany Krzyż. Ja pierwsza dotknęłam się Jego, gdyż pierwsza zdobyłam
szczyt. Po powrocie do domu strasznie byłam dumna z tego, że byłam pod krzyżem
na <Malniku>. Pytam Madzi: byłaś kiedy na < Malniku >? Nie! A ja
byłam!"
(Dz. i rozw. s.55)
Z latami tę stanowczość przeniesie w sferę ducha. Z żelazną
konsekwencją będzie dążyć do osiągnięcia szczytów świętości. Już
jako licealistka powie:
"Chcę być bohaterką... Niebo wielkie, piękne i moje...
Chciałabym wykorzenić wszystkie moje wady, a przede wszystkim: samolubstwo,
opryskliwość. Siła woli... Trzeba sobie raz powiedzieć: Muszę!
(Dz. i rozw. s.258)
Był to Jej własny program, chociaż nakreślony w wielkim skrócie,
to jednak zawierający zasadniczą sprawę: troskę o zdobywanie świętości,
którą nazwie bohaterstwem. Dość wcześnie zrozumie istotny cel życia, który
będzie ciągle analizować na modlitwie, podczas rekolekcji, przy studium Pisma
św. i w lekturze religijnej, także w rachunkach sumienia i w pracy wewnętrznej.
I dojdzie do wniosku, że jest on jedyny i słuszny.
W życiu zewnętrznym, zmysł obserwacji, refleksyjność i umiejętność
wydawania trafnych ocen, różnych znanych jej wydarzeń doprowadzą ją do
podejmowania śmiałych decyzji i działań. Ten refleksyjny sposób patrzenia
na otaczający świat, przeniesie na ludzi. W każdym człowieku będzie widzieć
odbicie Boga. Na przykład, raz patrząc w kościele na jakąś babcię i
dziecko, powie:
"Dziś obok babci w kościele stanęła sobie mała
dziewczynka - Wiosna i Zima. Obie piękne dusze - dzieci Boże".
(Dz. i rozw. s.142)
W tymże samym dzienniczku zanotuje i takie spostrzeżenie:
"Dziś w kościele Jędruś chciał zaświecić latarkę. Była
bez baterii, więc nic z tego. Tak i czasem w człowieku nie ma ani kawałka
duszy... Była bardzo piękna Lekcja, żeby miłować i odpłacać dobrem za złe.
To trudne, ale wielkie".
(Dz. i rozw- s.142)
Zafascynowanie się Bogiem - dzięki głębokiej wierze i łasce Bożej
- pomagało Annie widzieć Go także w każdym człowieku, a najbardziej w
potrzebującym pomocy. Mówiła wtedy:
"Ujrzałam brata swego w potrzebie, to znaczy, że ujrzałam
Chrystusa potrzebującego".
(Dz. i rozw. s.280)
Była to najsilniejsza pobudka, która zmuszała do
natychmiastowego śpieszenia z pomocą każdemu, kto jej potrzebował. Bez
silnej wiary byłoby niemożliwością być w ciągłej dyspozycji dla innych.
Anna na to się zdobywała, wręcz, ta dyspozycyjność była jakby drugą Jej
naturą. Do tego pobudzała ją żywa wiara. Doświadczali jej wszyscy, którzy
zetknęli się z nią kiedykolwiek. Mówi o tym jej najbliższa przyjaciółka:
"Anna, to człowiek silnej i głębokiej wiary. Gdy mówiła o Bogu, to
czuło się, że On jest dla niej Kimś oczywistym, na pewno istniejącym, stale
obecnym. Często zwracała się do Niego w modlitwie, w przekonaniu, że będzie
wysłuchana. Ona stale żyła w Jego obecności. Wiara przejawiała się w jej
życiu i postępowaniu. Wszyscy doświadczaliśmy tego. Do życia wiarą zapałała
też innych".
(M. Łukasiewicz: Wspomnienia)
Zachwyt Bogiem prowadził ją do jeszcze większego poznania Go i
ukochania ponad wszystko. Poznanie zaś i miłość - to cel życia każdego człowieka.
Anna dość wcześnie ten cel odczytała. Wyraziła to w następujących słowach:
"Sensem naszego życia jest Bóg w swej niepojętej dobroci
i chce być dla nas przyjacielem. Dla nas stworzył to cudne niebo i ziemię, a
w zamian żąda miłości".
(Dz. i rozw. s. 262)
I dalej wyjaśnia:
"Niebo powinno być naszym celem, bo jest ono wieczną szczęśliwością.
Tam będziemy chwalić Boga i żyć z świętymi w przyjaźni".
(Dz. i rozw. s.252)
Podczas rekolekcji czyniła mocne postanowienia, by zabiegać o osiągnięcie
tego najważniejszego celu. Przy tym towarzyszyło jej przeświadczenie własnej
grzeszności, słabości. Stąd, całą nadzieję pokładała w Bogu, Którego
ciągle prosiła o pomoc.
"Chciałabym tak bardzo dostać się po śmierci do Nieba,
ale jestem taka słaba i grzeszna, że mogę tam dojść tylko z pomocą Bożą".
(Dz. i rozw. s.254)
Pod kątem celowości i Bożego przeznaczenia ustawiała swoje życie.
W dość stosunkowo młodym wieku, w sposób bardzo dojrzały podchodziła do
istotnych spraw dotyczących życia duchowego. Działo się to dzięki jej współpracy
z łaską Bożą, dobremu kierownictwu duchowemu i własnej pracy wewnętrznej.
Drogę życia duchowego Anny poniekąd można porównać do
"małej drogi" św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Bowiem na jej wzór,
chciała iść do Chrystusa drogą najkrótszą i najbezpieczniejszą. Zawsze
czuła się słaba, nieporadna, dlatego pragnęła jak dziecko oprzeć się na
kimś mocnym, to jest na samym Chrystusie i Jego Matce. Na wzór św. Teresy, którą
czciła jako "swoją" świętą - do Jezusa chciała iść poprzez
szczerość i prostotę dziecka, by było łatwiej i bezpieczniej.
Droga dziecięctwa duchowego była dla Anny bliska ze względu na
proste odniesienie się do słów Chrystusa, Który powiedział:
"Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie
wejdziecie do Królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten
jest największy w królestwie niebieskim".
(Mt 18,3-4)
Podobnie jak św. Teresa, chciała odnosić się do Pana Jezusa w
sposób bardzo prosty, z zaufaniem i szczerością. Być może, że zachwycenie
się tą Świętą było pod wpływem jej kanonizacji, bowiem Kościół w tym
czasie ogłosił Teresę świętą. Wydaje się, że to wydarzenie wpłynęło w
dużym stopniu na jej życie duchowe i zaowocowało właśnie zachwytem "małą
drogą". Dlatego pragnienia jej serca były tak bardzo zbliżone do pragnień
św. Teresy. Dla przykładu, oto one:
"Panie Jezu, chcę Ci robić przyjemności codziennymi
kwiatami, nie chcę zaniedbywać żadnej okazji do zerwania ich dla Ciebie. Pomóż
mi w tym. Daj mi ufność, daj mi to, czego mi brak, a tak mi wiele brak".
(Dz. i rozw. s.131)
A potem wyjaśnia, co przez to należy rozumieć:
"Uważam, że praktyka jest ważniejsza od teorii, toteż
zamiast czytać o zbieraniu kwiatów Jezusowi, lepiej je od razu zbierać.
Czasem mi się zdaje, że idę jak małe niemowlę z Panem Jezusem przez ogród
i zrywam Mu kwiaty, a On mnie trzyma za rękę. Czasem kwiat trudno zerwać,
wtedy On mi pomaga. Nie zawsze droga jest równa, trzeba przejść przez błoto,
wtedy mnie Pan Jezus przenosi".
(Dz. i rozw. s.131)
I ową myśl snuje dalej:
"Jednak nie zawsze się z tym zgadzam. Czasem jak nieznośny
bachor odpycham pomoc i grzęznę w kałuży, a potem jak dziecko, co się potłukło,
wołam! o ratunek. Pan Jezus idzie wśród świata. Z jednej strony bija Go,
plują, szydzą, krzyżują - inni idą obojętnie - tylko mata garstka przynosi
Mu kwiaty. Chciałabym zawsze do nich należeć".
(Dz. i rozw. s.131)
Tak, jak św. Teresa z prostotą dziecka, pragnęła naśladować
Fana Jezusa i sprawiać Mu przyjemność także przez swoje drobne ofiary. Gorąco
modliła się o miłość, o pomoc w wytrwaniu na drodze dziecięctwa duchowego.
"Święta Tereniu, prowadź mnie Twą drożyną. Może właśnie
przez te moje codzienne ofiary dojdę do Niego"
(Dz. i rozw. s.111)
W tych szczerych słowach, wyrażała Anna swoją dziecięcą miłość
do Boga. Do Niego odnosiła każdy czyn, zachowanie. Prosiła św. Teresę, by
pomogła jej w podobaniu się Panu Jezusowi nawet w drobiazgach. Na przykład,
gdy raz szła na wesele, prosiła, by św. Teresa czuwała nad nią, by w niczym
nie obraziła Pana Jezusa.
A potem zapisała w dzienniczku:
"Wczoraj prosiłam Pana Jezusa, że chcę być płatkiem św.
Teresy na tej uczcie. Ją także prosiłam. I dziś rzeczywiście mogłam pójść
do Komunii św. Jaki ten Pan Jezus dobry, dodaje maleńkiej, kulawej owieczce dużo
sił".
(Dz. i rozw. s.139)
W późniejszych latach, kiedy swoje życie wewnętrzne coraz
bardziej pogłębiała - tym bardziej nie rezygnowała z "małej
drogi" św. Teresy, gdyż jej odpowiadała w całej pełni. Zawsze chciała
być małą, niezauważoną, cicha, i skromną, całkowicie oddaną Bogu. Już
jako dojrzała osoba, powie sobie i innym z całą świadomością:
"Chcę być małą, zajętą "Wielkim
Zapomnianym". Ta pamięć jest rękojmią naszej wielkości, przeżywanej
jako Jego Wielkość... Zajmijmy się zamiast swoją miłością -
Jego miłością aż do końca".
(Dz. i rozw. s.301)
Dusze będące na drodze życia duchowego do Jezusa idą z Matką,
jak dzieci. Która je strzeże, pilnuje, bezpiecznie prowadzi po zawiłych
drogach.
Zatem, zachodzi ścisły związek między drogą dziecięctwa
duchowego, a drogą maryjną. Jeśli chodzi o Annę - to jej droga życia
duchowego była wyraźnie maryjna.
Do Jezusa szła z Maryją i przez Maryję.
Różne są drogi prowadzące do Boga; jedne krótsze i bardziej
czytelne, inne dłuższe i zawiłe, lecz jedno w tym jest pewne, iż dusze dążące
do doskonałości nie pozostają same sobie; z nimi jest łaska Boża stale im
towarzysząca, z którą współpracują. Ona usposabia dusze do czynienia
dobrze, ukierunkowuje na Boga, daje siłę i moc do ciągłego doskonalenia się.
Zaś łaska płynie z sakramentów św., w których działa sam
Chrystus. W sakramentach daje On Siebie, a w Ewangelii daje swoje Słowo. Dusze
karmione Ciałem Chrystusa w Eucharystii i zasilane Słowem - są na pewnej i
Jedynej drodze prowadzącej do celu. Na niej najbardziej upodabniają się do
Jezusa; żyją, jak On: ubodzy, czystego serca, posłuszni, pokorni, dźwigający
krzyż, cisi, miłosierni. Czyli ideałem dusz doskonałych jest, by być jak
Jezus.
Wiadomo, że jest to Ideał niedościgniony, ale by stawał się on coraz bliższy
człowiekowi i możliwy do zrealizowania w kategoriach ziemskiej rzeczywistości
- Bóg, oprócz łaski, dał jeszcze pomoc w Swojej Matce.
Maryja, jako Matka Syna Bożego, przez zbawcze dzieło odkupienia
stała się i naszą Matką. Jest z nami w każdy czas. Nieustannie pomaga i pośredniczy
u swego Syna. Jako Niepokalana Dziewica, Łaski pełna, pokorna Służebnica Pańska
i Matka Boga - stała się również doskonałym wzorem dla wszystkich w drodze
do Boga.
Święci osiągali swoją doskonałość z pomocą Matki Najświętszej
. Z Nią i przez Nią szli do Chrystusa. Taką też drogę do świętości wybrała
sobie Anna Jenke. Jeżeli do Boga szła drogą dziecięctwa duchowego, toteż
musiała na tej drodze iść z Matką, gdyż dziecko nie może być pozostawione
samo sobie, bez matki. Dlatego i ona swoje życie bardzo mocno związała z
Niepokalaną Matką. W Niej widziała nie tylko najskuteczniejszą pomoc w
drodze do Boga, ale również wzór, jak ma postępować, jak żyć tu na ziemi,
by być blisko Jezusa.
Maryja w dziele zbawienia daje najpełniejsze świadectwo wiary, miłości
i doskonałego zjednoczenia z Chrystusem. Kościół wciąż stawia Ją za przykład
i wzór do naśladowania, bowiem Matka Najświętsza przez swoje bezgraniczne
zawierzenie Bogu, pomaga też innym uwierzyć.
Sobór Watykański zachęca nas wszystkich do oddania się Maryi:
"Niech wszyscy z wielką pobożnością oddają Jej cześć
i niech powierzają Jej macierzyńskiej opiece swoje życie i apostolstwo"
(DA 4).
Droga maryjna, po której zdążała Anna do Boga - była w duchu
nauczania Kościoła, a więc prawidłowa i właściwa. Maryja uczyła ją
wiary, nadziei i miłości. O te cnoty w swoich gorących modlitwach prosiła:
"Matko Najświętsza, uproś nam, abyśmy choć trochę tak
wierzyli w Jezusa, choć trochę tak Mu ufali, choć trochę tak Go kochali -
jak TY... Uproś nam u Boga, abyśmy w duszy naszej choć trochę byli tak
spokojni, choć trochę tak szczęśliwi - jak TY... Naucz nas Święta Maryjo,
kochać Jezusa".
(Dz. i rozw. s.356)
Od tego również zaczynała układać swoje relacje do Boga. Z
Maryją odmierzała czas; zwykły dzień po dniu, także święta, których
wymowę i znaczenie znała doskonale. Z Nią przemierzała wszystkie drogi i ścieżki
prowadzące do najbiedniejszych, samotnych i chorych. W maryjnej szkole uczyła
się życia dla drugich, pozostając w ciągłej gotowości pokornej i miłosiernej
służby. Do Matki Bożej uciekała się o pomoc w każdej chwili, ufając, że
się nie zawiedzie i tę pomoc otrzyma. W Maryi miała niezawodną drogę do
Boga.
Można twierdzić, iż Anna wiernie odtwarzała życzenie Soboru
Watykańskiego n. Z pewnością pomogło jej w tym to, iż żyła w czasie
trwania Soboru, mogła więc śledzić jego obrady, a potem zapoznawać się z
dokumentami soborowymi. Inteligentna i spostrzegawcza Anna, umiała zawsze
odczytywać "znaki czasu". W tym wypadku również chwytała istotę
przemian zachodzących w Kościele.
Odnośnie maryjności, to zalecenia Soboru były również jej
bardzo bliskie, można powiedzieć - własne. I tak, jak życzył sobie Sobór
swoje życie i apostolstwo całkowicie powierzyła Matce Najświętszej. Jej miłość
do Maryi jakby na nowo nabierała blasku, ożywiała się i wytyczała prosty
kierunek do Boga - Jako wzór cnót, jako Laski Pełna pewnie prowadziła ją do
Chrystusa.
Nasuwa się pytanie, jak wyglądała konkretnie owa maryjna droga w
życiu Anny? Gdzie brała swój początek? I jak przebiegał maryjny szlak w jej
życiu na wszystkich jego etapach?
Początek tej drogi, sięgał już dzieciństwa. To rodzice
wszczepili jej miłość do Matki Najśw., którą wyrażali w różny sposób.
Godzinki, Różaniec, pieśni maryjne, "majówki", wstrzymanie się od
pokarmów mięsnych we wszystkie soboty, nowenny i inne pobożne praktyki - to
zewnętrzny wyraz ich miłości do Matki Bożej, który wypływał z potrzeby
serca. (J. Dyrkacz: Wspomnienia) Anna w tej atmosferze miłości wzrastała i
owe praktyki przyswajała sobie, które potem już na zawsze stały się jej własnością.
Lata szkolne, wychowanie w gimnazjum Sióstr Niepokalanek pod
troskliwym okiem Pani Jazłowieckiej - to osobliwy klimat, gdzie Maryja stanie
się pierwszą Wychowawczynią Anny. Z Nią zwiąże się na zawsze. Przez całe
życie będzie często wracać myślami i sercem - także i fizycznie przez
odwiedziny - do tego serdecznego miejsca, przed tron cudownej figury
Niepokalanej w kaplicy sióstr, gdzie przez sześć lat szkoły średniej kształtowała
się jej osobowość. To Maryi zawdzięczała wszystko, co zdobyła w latach
swojej młodości; wykształcenie, wychowanie, przyjaźń swoich rówieśniczek,
zaangażowanie się w działalność harcerską, kulturalno-oświatową i
patriotyczną. Te wszystkie wartości były przepojone akcentami maryjnymi.
Potem druga wojna światowa, długi okres niewoli niemieckiej - to
czas błagań Matkę Najświętszą o ratunek. Do Niej uciekali się wszyscy,
gdyż każdy był śmiertelnie zagrożony. Matka Boża dla ludzi była Jedyną
nadzieją i ratunkiem. Rodzina Anny, szczególnie zawdzięczała Matce Nąjśw.
uratowanie ojca od śmierci, bowiem był zakładnikiem i Niemcy w każdej chwili
mogli go rozstrzelać. Jednak ocalał. Również brat Anny Jako żołnierz dostał
się do niewoli niemieckiej. I on także przeżył wojnę. Cała rodzina, jak i
sama Anna nieustannie polecała Królowej Pokoju losy najbliższych, Ojczyzny i
całego świata.
Po wyzwoleniu, Anna dostała się na studia. Swój pięcioletni
pobyt na Uniwersytecie Jagiellońskim spędziła również pod troskliwą opieką
Matki Niepokalanej, Której została wierną Sodaliską. Cześć Maryi szerzyła
wśród studentów przez swoje rozmowy, imprezy, akademie, odczyty, pieśni, także
przez słowo pisane do Biuletynów Sodalicyjnych, gdzie na papier przelewała
swoją miłość dziecięcą do Najukochańszej Matki.
Z latami, miłość do Maryi w życiu Anny coraz bardziej wzrastała
i pogłębiała się. Każdy dzień od Niej zaczynała i kończyła. Powierzała
Jej wszystko: troski i radości, smutki i cierpienia, sukcesy i niepowodzenia.
W rytm swego życia wprowadziła zwyczaj udawania się od czasu do
czasu do jakiegoś sanktuarium maryjnego na nieco dłuższą audiencję u
Najlepszej Matki, by powierzyć Jej wszystkie zamierzenia, swoje apostolstwo,
zagrożoną moralnie młodzież, rozbite rodziny, osierocone dzieci, ludzi
chorych i samotnych, swoją parafię i potrzeby całego Kościoła i Ojczyzny.
Natomiast w czasie wakacji, czy ferii udawała się na Jasną Górę, by tam -
Jak mówiła - dziękować i prosić. Czasem jechała, by spędzić noc
sylwestrową, która dla niej, właśnie w tym miejscu, była najcudowniejszą.
(A.J. do K. Helona, Ust z 1968 r.)
Miłość ma to do siebie, że promieniuje na otoczenie, że może
wzrastać w nieskończoność, i że nie jest ekskluzywna, lecz zatacza coraz
szersze kręgi, pragnie objąć wszystkich. To są jej prawa. Dlatego Anna swoją
miłość do Matki Najświętszej pragnęła przelać na wszystkich, kto był w
jej zasięgu, by i inni zechcieli oddać Maryi swoje życie, by Ją kochali. Często
na te tematy rozmawiała z młodzieżą, z dziećmi, które przygotowywała do
sakramentów św. Również w listach radziła swoim adresatom, by też tak
czynili. Na przykład do znajomego kapłana pisała:
"Co chciałabym jeszcze napisać? Właśnie to, co zwykle myślę
- nic nowego, ale zawsze ważne: wplecenie błękitnej barwy w swój szlak życiowy.
Naprawdę nie trzeba będzie się trapić o brak pokory i inne błędy. Ona
poprowadzi. Ona jest mocniejsza niż się domyślamy. Gwiazda Polarna w ciemnej
nocy. Wtedy dopiero dzieją się cuda w nas i naokoło. Same ryby napływają do
sieci i na wędkę. Ona niech pociąga na lekcje - ma sposoby. Ona niech pomaga
szukać i znaleźć. Przed każdym wydarzeniem warto Ją pytać o radę. Da -
jest dobrze. Jest dobrze nawet wtedy, gdy pozornie jest zupełnie źle.
(A,J. do K. Helona, list z 4 XII 1966)
Zwracała też uwagę na właściwe przeżywanie uroczystości i świąt
maryjnych w ciągu roku. Przede wszystkim sama przeżywała je głęboko. Na
zbliżające się wakacje sugerowała, by wolny czas spędzać swobodnie, radośnie,
luźno, ale zawsze z pamięcią o Maryi. Oto niektóre jej myśli:
"Wakacyjny czas sierpniowy, to czas szczególnie poświecony
Matce Najśw. Anielska - Której Zastępy Aniołów, wraz ze św. Michałem cześć
oddają. Wniebowzięta - pełna chwały. Niepokalana jako Matka Bożego Syna wstępująca
w Niebo.. Jasnogórska - Która chodzi polskimi drogami, zatroskana i współczująca.
Tarcza i Obrona Narodu Polskiego. To są dni Maryjne, o których serca nasze
powinny pamiętać".
(Dz. i rozw. s.372)
Zachowało się wiele dowodów w pismach, w korespondencji i w różnych
opracowaniach, na wielką miłość Anny do Matki Najświętszej. Duch maryjny
przenikał całe jej życie. Także jej apostolstwo było na wskroś maryjne.
Szczególnie młodzież polecała Matce Bożej w swoich gorących modlitwach. Do
znajomego kapłana pisała:
"Gdyby można zmieścić w intencje mszalne, to proszę za młodzież
Jarosławia, ale tę najbardziej biedną, z marginesu, by stał się cud
odrodzenia przez Maryję".
(AJ. do K. Helona, list z 4 X 1971)
W tym całkowitym oddaniu się Maryi była bardzo podobna do św.
Maksymiliana Kolbe, wówczas jeszcze nie kanonizowanego. Utrzymywała z nim
duchową więź. Odpowiadał on jej dlatego, iż wszystko postawił na Maryję.
Stąd, często odwoływała się do jego programu działania i w modlitwie prosiła,
by nauczył Ją i innych miłości Boga przez Niepokalaną:
"Ojcze Maksymilianie Kolbe, który dnia 14 sierpnia 1941
roku zobaczyłeś Niebo przez Oświęcim, ucz nas naśladować Ciebie w miłowaniu
Boga poprzez Niepokalaną - jak być narzędziem w Jej rękach, Jak oddać umysł,
wolę, serce, język, oczy, ręce do Jej dyspozycji".
(Dz. i rozw. s.317)
Podczas nocnych modlitewnych czuwań, zwłaszcza w rocznicę śmierci
O. Maksymiliana, robiła rachunek sumienia, na ile ona sama, jak i cała wspólnota
modlitewna, realizuje idee jego i czy są spadkobiercami O. Kolbego. Oto jej słowa:
"14-ty sierpnia 1941 r. - głodowy bunkier śmierci...
Szaleniec Niepokalanej podaje swoje ramię pod śmiercionośną strzykawkę z
fenolem... Chcę być starty na proch, a ten proch niech będzie rozsiany po
ziemi... Czy patrząc na wielkość O. Maksymiliana Kolbe pragnę Go naśladować?
Czy zdecyduję się na Jego < chcę być starty >,to znaczy w swoim życiu
i konkretnych warunkach? Czy przyjmę z pogodą niesłuszne oskarżenie, złośliwą
uwagę? Czy potrafię z lekkim sercem zrezygnować ze swego zdania i
opinii?"
(Dz. i rozw. s.360)
Wydaje się, że Anna była wierną spadkobierczynią idei św.
Maksymiliana. Wynika to nie tyle z jej słów, co z czynów i postawy. Podobnie
jak on, swoje życie i działanie oddała bez reszty w ręce Niepokalanej.
W Ojcu Maksymilianie widziała też potężnego orędownika u Boga.
Dlatego bardzo często, zwłaszcza w trudnych chwilach, prosiła go o pomoc w różnych
sprawach. Na przykład, jemu polecała ciężko chorego byłego swego ucznia. W
tej intencji odprawiała nowennę, składała różne ofiary i wkrótce doznała
łaski, o którą prosiła.
Ze swoimi uczniami i znajomymi odbywała wycieczki do Oświęcimia,
gdzie dłużej zatrzymywała się w bunkrze głodowym, w którym zginął ten
wielki polski Męczennik i polecała mu ogrom różnych spraw, w tym także
swoje życie.
W duchu św. Maksymiliana, a tym samym w duchu maryjnym - coraz
bardziej zbliżała się Anna do Boga, i innym tę drogę ukazywała. Podczas
czuwań modlitewnych bardzo często przypominała o idei O. Maksymiliana.
Do końca życia, zarówno św. Teresa, jak i św. Maksymilian Kolbe byli włączeni
w jej drogę ku doskonałej miłości Boga. Bowiem ci święci uczyli ją
czynienia wszystkiego z Matką Najświętszą, Która najpewniej prowadziła do
Chrystusa.
Ufność i dziecięca szczerość względem Matki Niepokalanej jaką
miał św. Maksymilian, były dla Anny wystarczającym bodźcem, by tak samo
postępować. Mówiła też o tym innym, głęboko wierząc w pośredniczą rolę
Maryi.
W tym była bliska nauczaniu Kościoła, Soboru Watykańskiego, który
mówi:
"Niechaj wszyscy chrześcijanie błagają wytrwale Matkę
Boga i Matkę ludzi, aby Ona, która modlitwami swymi wspierała początki Kościoła,
także i teraz w niebie, wywyższona ponad wszystkich świętych i aniołów, we
wspólnocie wszystkich świętych wstawia się u Syna swego". (KK 69).
Kierując się tą prawdą, Anna swoje modlitwy do Boga zanosiła
za pośrednictwem Maryi. Przykładem tego mogą być jej rozważania
modlitewne", które przeniknięte są duchem maryjnym. Wszystkie prośby, błagania
w intencjach obejmujących cały świat - oddawała Matce Bożej. Oto niektóre
fragmenty z owych rozważań modlitewnych:
"Maryjo, jestem przy Tobie, aby Ci w tych kwadransach
czuwania powiedzieć to, co wypełnia moje serce; że cala jesteś Piękna i
zmazy pierworodnej nie ma w Tobie. Jasnogórska Królowo! W Twoje Królewskie dłonie
oddajemy naszą polską rzeczywistość, nasz byt narodowy. Oddajemy wszystkie ośrodki
polonijne świata. Kościół w kraju i na Emigracji, nasze rodziny, młodzież,
dzieci, artystów, pisarzy i pedagogów, robotników i rolników, Służbę
Zdrowia i wojsko - całą Polskę, zwłaszcza dziś w 30 rocznicę wybuchu n
wojny światowej. Złóż przed tronem Boga męstwo żołnierzy Westerplatte,
cierpienia obrońców Warszawy, trwogę uciekinierów, łzy polskich matek jako
ofiarę pokutno-błagalną, abyśmy poznali we właściwym wymiarze nasze
grzechy narodowe. Drogi krzywe uczyń prostymi, a ostre - gładkimi. Pomóż nam
we wierze w Jezusa Chrystusa, pomóż oprzeć na Nim całego człowieka; jego
umysł, serce, wolę, jego kulturę i obyczaje, pracę i wypoczynek. Królowo
Pokoju, obdarz nas pokojem. Niech ucichną strzały w Irlandii, nad Kanałem
Sueskim, w Chinach i Wietnamie".
(Dz. i rozw. s.275)
Od wielkich spraw - w wymiarze całego Kościoła i świata - w błagalnych
prośbach przechodziła do spraw z najbliższego otoczenia. I te również
oddawała Matce Bożej, mówiąc;
"Ja właśnie dziś mam odwagę błagać Cię o bardzo
wiele: prowadź swój naród i rządź nim choć czasem odchodzi od Ciebie.
Opiekuj się troskliwie Ks. Prymasem i Kardynałem Karolem, wszystkimi
Biskupami, szczególnie Ignacym. Czuwaj nad naszą diecezją i naszym Seminarium
w Przemyślu. Wychowawczyni Powołań kapłańskich módl się za tymi, którzy
za kilka tygodni otrzymają święcenia kapłańskie w Przemyślu i Tarnowie.
Spraw, by byli kapłanami na dzisiejsze czasy, by byli blisko Boga i człowieka
naszych dni. Polecamy Ci Matko Dobrej Rady naszych maturzystów, którzy wejdą
w krąg ludzi dorosłych, bądź z nimi w tych momentach trudnych decyzji. Naucz
ich odpowiedzialności. Prośmy za najmniejszymi oblubieńcami Bożymi, za dziećmi
- zwłaszcza tymi, które w tym miesiącu przyjmą po raz pierwszy Sakrament
Pokuty i Eucharystii".
(Dz. i rozw. s.268-269)
Następnie wymieniała cały szereg konkretnych, imiennych
intencji, które Matce Najświętszej przedstawiała, ufając, że je przyjmie i
wysłucha. Przy tym też serdecznie dziękowała za Już spełnione prośby, za
otrzymane łaski i pomoc w różnych sprawach.
Również swoją działalność apostolską i innych, oddawała
Matce Bożej, wierząc, że Ona uczyni ją skuteczną- Uzasadniała swoje
przekonania następującymi argumentami;
"Maryja strzeże pracę apostolską przed rutyną. Maryja
pomaga nam, byśmy w uczuciach względem Boga mieli coś z Jej matczynej
delikatności. Trzydzieści lat życia w bezpośrednim kontakcie z Jezusem i
sprawami Bożymi nie umniejszyło nigdy Jej szacunku, wiary i miłości w
stosunku do Tego, Którego czciła jako swego Boga, a kochała jako swego Syna.
Maryja strzeże przed zniechęceniem. W każdej pracy apostolskiej zdarzają się
godziny niepowodzeń, nieporozumienia, znużenia mogące osłabić dusze nawet
najbardziej mężne. W takich chwilach odczuwamy potrzebę miłości matczynej
okazującej zrozumienie, pomoc dodającej otuchy. W jakim stopniu zachowamy w
stosunku do Maryi duszę dziecka, w takim Maryja stanie się naszą Matką, w której
sercu będziemy mogli odnaleźć siłę i odwagę. W końcu Maryja strzeże
przed pokusą. Jest rzeczą oczywistą, że każde apostolstwo spotyka się z
atakami ze stroną złego ducha. Jednym z najbardziej skutecznych sposobów
zwycięstwa złego ducha - jest ucieczka do Tej, Która starła głowę węża-szatana.
Jest faktem niezaprzeczalnym, że zły duch nie znajduje przystępu do duszy
wiernej Maryi".
(Dz. i rozw. s.351)
Swoją gorącą miłość do Matki Najświętszej wyrażała Anna
na co dzień. W życiu jednak były takie momenty, kiedy tę miłość mogła
okazać w sposób szczególny. Taką okazją były na przykład obchody
Millenium Chrztu Polski w 1966 r. - wielkie uroczystości kościelne i narodowe.
Komunistyczne władze usiłowały zmienić charakter tego wydarzenia - sprowadzić
je na płaszczyznę czysto laicką. Jednakże Kościół - mimo prześladowań
ze strony ateistycznych władz, represji i nękania - przeprowadził narodowe
rekolekcje i należycie uczcił ten wielki Jubileusz.
Każda diecezja w Polsce, w różnym czasie, obchodziła te
uroczystości. Wówczas wszystkich diecezjach wędrował Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej,
odbywały się misje, specjalne nabożeństwa, czuwania modlitewne. Z czasem, władze
komunistyczne uwięziły Obraz, wtedy Nawiedzenie Matki Bożej odbywało się w
symbolach Ewangelii i świecy. Na zakończenie - w obchodach milenijnych w
poszczególnych diecezjach - uczestniczył Episkopat Polski.
Uroczystości końcowe w diecezji przemyskiej miały miejsce w
Jarosławiu w 1971 r. Miasto było dumne z tego wyróżnienia, bowiem w swoich
murach gościło wielkich ludzi, jak: Ks. Prymasa Kardynała Stefana Wyszyńskiego,
Ks. Kardynała Karola Wojtyłę, kilkudziesięciu Biskupów i dużo innych
osobistości. Na miarę ważności tegoż wydarzenia - były przygotowania i
potem sama uroczystość.
Wierni z dużym zaangażowaniem włączali się w przygotowania do uroczystości.
Anna również sercem i duszą była oddana tej sprawie.
Miejscowy ksiądz proboszcz powierzył jej wiele zadań; przede
wszystkim zorganizowanie grupy ludzi odpowiedzialnych za zasadnicze czynności i
liczył na ich pomoc. I nie zawiódł się. Anna działała w różny sposób;
zewnętrzny przez organizowanie prac oraz przez podejmowanie działań o
znaczeniu duchowym , takich, jak: spotkania, czuwania modlitewne. Do tego
serdecznie zachęcała swoich przyjaciół, znajomych, młodzież, podkreślając
znaczenie tego wydarzenia. Mówiła:
"Jeśli możesz dzisiejszej nocy godzinę przeznaczyć na
rozmowę z Matką Bożą - to uczyń to. Wiedz, że to czas Łaski i ciesz się.
Zbliża się godzina, kiedy oko w oko spotkamy się z Nią w symbolach
Nawiedzenia w naszym mieście. Dlatego już dziś, zaczynając Nowennę przed
Jej przyjściem do naszego miasta, zmobilizujmy wszystkie siły woli, umysłu i
serca, by godnie, z miłością i czystością intencji wyjść Jej na
spotkanie, by wyprosić łaski dla siebie i wszystkich mieszkańców Jarosławia".
(Dz. i rozw. s.300)
Przy tym uważała, że najlepszym przygotowaniem i najmilszym
przyjęciem Matki Bożej będzie szczere nawrócenie, duchowa przemiana ludzkich
serc. W tym widziała istotę i sens Nawiedzenia i to było treścią jej
modlitw. Na spotkaniach w grupie modlitewnej, prosiła Matkę Bożą:
"Maryjo, wejdź w nasze życie rodzinne, zawodowe,
towarzyskie, społeczne. Otwórz nam oczy na prawdę, cierpienie, łzy, samotność,
uczciwość w pracy, wygodnictwo, obojętność, dobroć, życzliwość. Weź
nasze serca w niewole Twojej miłości. Niech to nie będzie czysta formalność,
obojętna deklaracja, ale pełne zaangażowanie. Niech Twoje Nawiedzenie w
czasie Peregrynacji Twojego Obrazu w naszej diecezji zastanie nas
przygotowanymi".
(Dz. i rozw. s.268)
A tuż przed samym Nawiedzeniem Matki Bożej, pytała:
"Jak wyjść na spotkanie z Tobą? Jak Cię powitać? Jak
dziękować?".
(Dz. i rozw. s.314)
I potem w ciszy, w głębokim skupieniu - dała sobie sama odpowiedź:
"W ciszy dzisiejszej lipcowej nocy chce nad tym pomyśleć.
Jako najwłaściwsze przygotowanie na spotkanie z Tobą przyjmę dar łaski Bożej
zawartej w rekolekcjach, już od jutra zaczynających się".
(Dz. i rozw. s.314)
Zewnętrzne przygotowania uroczystości wymagały nie tylko ogromu
pracy, lecz przede wszystkim odwagi, bowiem władze komunistyczne rozpętały wówczas
represje i prześladowanie wszystkich, którzy angażowali się w jakiekolwiek
prace z tym związane. Anna dawała przykład odważnej postawy.
Po uroczystościach serce jej wypełniła ogromna radość. Przeżyła
je jako serdeczne i prawdziwe spotkanie z Matką Bożą. O tej radości pisała
do znajomego kapłana:
"Dziś uroczystości milenijne u nas w parafii. Cudne! Matka
Boża Najpiękniejsza patrzy na nas, widzi światła i cienie, < ceruje
teologię > z najlepszym skutkiem. Tyle radości!".
(A.J. do K. Helona, list b.d.)
A potem za ten Czas Nawiedzenia dziękowała w gorących osobistych
modlitwach i we wspólnocie:
"Pani Jasnogórska, dziękujemy Ci gorąco za Twoją wyjątkową
obecność wśród nas i za niezliczone laski za Twoim pośrednictwem otrzymane.
Odtąd jesteśmy Twoją własnością. Ponawiamy nasze oddanie się w Twoją
niewolę miłości za wolność Kościoła w świecie".
(Dz. i rozw. s.318)
I serdecznie prosiła Matkę Najświętszą o pomoc w wypełnieniu
obietnic:
"Gorąco prosimy Cię Matko Boża, byś nam pomogła wcielić
w życie i wiernie pogłębiać obietnice i postanowienia złożone w czasie
Nawiedzenia".
(Dz. i rozw. s.318)
Jeszcze długo żyła tym wydarzeniem, a właściwie do końca życia
pozostał w niej ślad Nawiedzenia, który zaznaczał się przede wszystkim w
jej czynach, w modlitwie, a także we wspomnieniach. O tym bogactwie duchowym z
wdzięcznością mówiła:
"Jeszcze dźwięczą nam w uszach słowa O. Misjonarza...
Jesteśmy dziś przed Twoim Obrazem pełni żaru i modlitwy tamtych dni, by
Tobie Pani Jasnogórska podziękować za Czas Nawiedzenia w naszym mieście i w
całej diecezji: za ożywienie wiary, za radość serc, które wróciły do
Boga, za 35 tyś. Komunii św. rozdanych w czasie Nawiedzenia, za skarb wiary,
który przenosimy w drugie Tysiąclecie naszej polskiej rzeczywistości. Z serc
pełnych wdzięczności wyrywa się dziś hymn uwielbienia dla Boga w tajemnicy
Trójcy Świętej, Który dal nam Ciebie za Matkę Syna Bożego".
(Dz. i rozw. s.315-316)
Z przytoczonych przykładów wynika, iż droga do Boga w życiu
Anny była jasna, prosta; z Maryją i przez Maryję. Od Niej uzależniała dosłownie
wszystko, co posiadała, co czyniła i czym dysponowała, a także przyszłe życie
w wieczności. W notatkach rekolekcyjnych z okresu swojej młodości pisała:
"Zbawię się, jeśli się będę dużo modlić i kochać
Matkę Bożą. Ona kiedyś zabierze mnie ze Sobą do nieba. Obym tylko służyła
Jej wiernie przez całe życie".
(Dz. i rozw. s.255)
Szczytem doskonałości chrześcijańskiej jest ukochanie Boga
ponad wszystko, a w Bogu każdego człowieka. Pragnienie miłości wlewa w duszę
sam Bóg. Człowiek może tego daru nie przyjąć, nie otworzyć swego serca na
działanie łaski Bożej, ale wówczas sam siebie unieszczęśliwia.
Teologia moralna, przy określeniu miłości Bożej mówi, że
winna to być miłość ponad wszystko, to znaczy, że dusze miłujące Boga
uznają Go za Najwyższe Dobro. Asceci natomiast wyróżniają trzy stopnie miłości:
na pierwszym stopniu stawiają tych, którzy unikają grzechu ciężkiego, na
drugim, którzy się strzegą nawet grzechu lekkiego, na trzecim zaś tych, którzy
starają się wszystko oddać Panu Bogu jak najdoskonalej.
W odniesieniu do Anny wszystkie te zasady prawa, przymioty dotyczące
miłości - w jej życiu znajdowały pełne urzeczywistnienie- Własne słowa, a
przede wszystkim postępowanie potwierdzały prawdę, iż żyła tylko dla chwały
Boga. Po przemyśleniu, stanowczo i z całą odpowiedzialnością powiedziała:
"Zrozumiałam to jedno, że żyję na chwalę Boga - po nic
więcej .
( Dz. i rozw. s.206)
W tym stwierdzeniu określiła wyraźnie, choć skrótowo swoje
relacje do Boga. Przynosić chwałę Bogu - oznacza Boga czcić, uwielbiać,
kochać i pragnąć, by wszyscy Go kochali i wypełniali Jego wolę.
Życie dla chwały Bożej równa się osiągnięciu najdoskonalszej
miłości na ziemi. Sobór Watykański n zachęca wszystkich do starania się o
chwałę Bożą. Wyraża to w słowach:
"Przykazanie miłości, które jest największym poleceniem
Pana, przynagla wszystkich wiernych do zabiegania o chwalę Boga, przez nadejście
Jego królestwa i o życie wieczne dla wszystkich ludzi, by poznawali Jedynego
Boga prawdziwego oraz tego, którego posiał, Jezusa Chrystusa" (DA 3).
W tym też ujęciu widziała Anna cel wszystkich swoich starań i
trosk w wymiarze doczesnym, które w świetle wiary i miłości Bożej - miały
wymiar nadprzyrodzony. Jak zabiegać o miłość doskonałą uczyła się również
od Maryi.
"Miłość Boża jest wielka, a ja nie chcę być letnią"
W życiu Anny widoczny był maksymalizm i to w każdej dziedzinie:
w pełnieniu obowiązków, w praktykach religijnych, w apostolstwie, w świadczeniu
miłości bliźniego. W miłości Bożej również stawiała sobie wysokie
wymagania. Mówiła:
"Miłość Boża jest wielka, a ja nie chcę być letnią"
(Dz. i rozw. s.137)
I osiągała zamierzony cel; w miłości była gorąca. Modliła się
serdecznie, by Bóg udzielił jej pragnienie wielkiej miłości i całkowitego
poświęcenia się Jemu.
"O Boże! Rozpal w naszych sercach płomienną miłość ku
Sobie, gdyż wiemy, że gdy się kogoś kocha, to pragnie się zupełnie Jemu poświęcić.
Pragnę być Twoja, Jezu".
(Dz. i rozw. s.250)
Dla niej Chrystus był Najwyższą Wartością, Jedyny godny miłości,
czci i uwielbienia. Dlatego powie:
"Dobrze Jezu, że jesteś. Kocham Cię bardzo. Jesteś dla
mnie Najwyższą Wartością".
(Dz. U, s.36)
Pragnienie miłości łączyło się z chęcią podobania się Panu
Jezusowi i czynienia tego, co zgodne jest z Jego wolą. W notatkach zapisała:
"Chciałabym mieć zawsze słodkiego Jezusa w sercu moim i
robić tylko to, na co On mi pozwoli. Żyć z Jezusem w sercu i z Matką Bożą
- to moje pragnienie".
(Dz. i rozw. s.257)
I nieustannie pracowała nad wyzbywaniem się wad i nawet
najmniejszych grzechów. Zabiegała, by zawsze mieć serce czyste. Mówiła;
"Jezu, chcę Cię gorąca wielbić i nigdy już nie obrażać".
(Dz. i rozw. s.251)
Zgodnie z tymi pragnieniami - postępowała. Kontrolowała swoje słowa,
modlitwy, zachowanie w różnych sytuacjach. I pytała, czy w tym wszystkim
kryje się miłość Boga?
"Serce Boga-Człowieka i Serce Bożej Matki niech będzie
punktem centralnym dla moich osobistych przemyśleń
i modlitw. Jakie wartości reprezentuje moje ludzkie serce? Ku czemu się skłania?
Czy zdolne jest do ofiar? Czy ponad wszystkie rzeczy stworzone kocha Boga Ojca,
Syna i Ducha Świętego?"
(Dz. i rozw. s.312)
I gorąco błagała:
"Boże, naucz mnie przenieść swoją miłość na Ciebie.
Daj mi wielkie pragnienie i wielką miłość".
(Dz. i rozw. s.211)
Miłość jednoczy z Bogiem wszystkie władze duszy; umysł często
zwraca się do Niego, wola poddaje się woli Bożej, serce zdobywa się na
uczucie dla Boga.
"A kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg w Nim
trwa"
(l J 4,16).
Objawiającą się miłość Bożą widziała Anna w Jezusie
Chrystusie. W swoich rozważaniach mówi:
"Kochajmy Boga tak, jak On nam objawił, jak On chce - to
znaczy w duchu i prawdzie. Bądźmy w przyjaźni z Panem Jezusem i z braćmi - z
ludźmi. Przez Niego, z Nim i w Nim. Módlmy się zawsze przez wszystkie
codzienne sprawy życia, właśnie tam widząc Chrystusa i nasze - w duchu -
rozmodlenie".
(Dz. i rozw. s.322)
Miłość Boża winna być uniwersalna, to znaczy ogarniająca
wszystkie władze człowieka i wpływająca na wszystkie jego czynności.
Powinna być także jedyna i nieograniczona - pobudzająca wciąż do nowych aktów,
coraz doskonalszych, o czym mówi św. Paweł:
"A modlę się o to, aby miłość wasza doskonaliła się
coraz bardziej".
(Flp 1,9).
Miłość podlega prawom rozwoju i wzrasta jak każde życie na
ziemi. Sam Bóg ją pomnaża, dając człowiekowi coraz większy udział w miłości
niestworzonej. Sobór Watykański n mówi o źródłach wzrostu miłości Bożej:
"Aby zaś miłość, jak nasienie dobre, wzrastała w duszy
i wydawała owoce, każdy wierny winien słuchać chętnie Słowa Bożego i wolę
Bożą, z pomocą Jego laski, czynem wypełniać, uczestniczyć często w
sakramentach, a zwłaszcza w Eucharystii i w świętych czynnościach oraz
praktykować ustawicznie modlitwę, samozaparcie, ochoczą posługę braterską
i wszelkie cnoty" (KK 42).
Z tych wszystkich źródeł Anna w pełni korzystała. Stąd, w
sposób widoczny wzrastała w Bożej miłości. Ciągle odczuwała głód miłości,
co zresztą jest charakterystyczne u świętych, iż ciągle są nienasyceni miłości.
W tym pragnieniu miłości pytała:
"O Boże mój, kiedy ja Cię ukocham ponad wszystko, kiedy
nauczę się wykorzystywać każde natchnienie?"
(Dz. i rozw. s.131)
Odpowiedź na to pytanie dawała sobie sama, mówiąc, iż musi wykorzystywać
każdą okazję, która przyczyni się do pomnożenia miłości i wszystkie środki
naturalne i nadprzyrodzone rozpalające miłość.
Dlatego ponad wszystko na ziemi ceniła sobie uczestnictwo we Mszy
św., którą rozpoczynała prawie każdy dzień. Głębokie skupienie i
rozmodlenie, które jej wtedy towarzyszyły - świadczyły o wewnętrznym zaangażowaniu
w Tajemnice Paschalne. Z czasem, to wnikanie w wielkie sprawy Boże pogłębiało
się. Troska o życie duchowe zajmowała u niej zawsze pierwsze miejsce. Dało
się to zauważyć już w młodości. W swoim dzienniczku zanotowała:
"Z początku moje życie wewnętrzne wydawało mi się
bardzo skomplikowane, teraz widzę wytyczne: codzienna Komunia św. i pełnienie
w usposobieniu dziecka woli Bożej"
(Dz. i rozw. s.177)
W tym usposobieniu pozostała już do końca swego życia. Zawsze
była otwarta na działanie Boże i gotowa do służby innym. Z latami, im więcej
była zaangażowana w prace apostolskie, tym bardziej pogłębiała swoje życie
duchowe i zabiegała, by Jezusa poznawali i kochali wszyscy. To było treścią
jej gorących modlitw i wszelkich starań. W tych intencjach składała różne
ofiary, podejmowała akty pokutne i czuwania modlitewne. Jak uczniowie z Emaus w
swoich modlitwach prosiła:
"Zostań z nami, bo wieczór już nadchodzi i dzień się
chyli ku zachodowi - dzień dzisiejszy, czyli dzień mojego życia, okres
zdrowia, czy dobrego samopoczucia. Zostań z nami przez Eucharystię i daj nam
łaskę głodu Najświętszego Chleba, nie tylko modlącym się tej nocy, ale i
tym braciom naszym, którzy jeszcze o nie nie proszą - całej naszej parafii -
diecezji i Ojczyzny".
(Dz. i rozw. s.285)
Eucharystia była dla niej źródłem miłości, mocy i łaski,
pokoju i radości. Często mówiła, cóż by robiła bez Komunii św.? Toteż
zabiegała nieustannie o czystość duszy, o pogłębienie życia wewnętrznego.
Korzystała bardzo często z różnych skupień, rekolekcji, wyjazdów do
sanktuariów maryjnych, by tam nabrać sit duchowych do dalszego życia w miłości.
Z domu rekolekcyjnego w Laskach k/Warszawy do koleżanki pisała:
"Przyjechałam tu nabrać sił i laski na nową drogę, która
od września poprowadzi w nieznane i... znane(-) Jakie tu piękno, - sosny, jarzębina,
piach..."
(AJ. do M. Łukasiewicz, list z l V m 1950)
Umocniona łaską Bożą, w dalszym ciągu była do dyspozycji
innych. Bóg zechciał posłużyć się nią do swoich planów. Najpierw rozpalił
w niej miłość, potem posyłał ją do ludzi, potrzebujących pomocy. A ona słowem
i przykładem dawała o Nim świadectwo.
W życiu Anny widoczny był maksymalizm i to w każdej dziedzinie:
w pełnieniu obowiązków, w praktykach religijnych, w apostolstwie, w świadczeniu
miłości bliźniego. W miłości Bożej również stawiała sobie wysokie
wymagania. Mówiła:
"Miłość Boża jest wielka, a ja nie chcę być letnią"
(Dz. i rozw. s.137)
I osiągała zamierzony cel; w miłości była gorąca. Modliła się
serdecznie, by Bóg udzielił jej pragnienie wielkiej miłości i całkowitego
poświęcenia się Jemu.
"O Boże! Rozpal w naszych sercach płomienną miłość ku
Sobie, gdyż wiemy, że gdy się kogoś kocha, to pragnie się zupełnie Jemu poświęcić.
Pragnę być Twoja, Jezu".
(Dz. i rozw. s.250)
Dla niej Chrystus był Najwyższą Wartością, Jedyny godny miłości,
czci i uwielbienia. Dlatego powie:
"Dobrze Jezu, że jesteś. Kocham Cię bardzo. Jesteś dla
mnie Najwyższą Wartością".
(Dz. U, s.36)
Pragnienie miłości łączyło się z chęcią podobania się Panu
Jezusowi i czynienia tego, co zgodne jest z Jego wolą. W notatkach zapisała:
"Chciałabym mieć zawsze słodkiego Jezusa w sercu moim i
robić tylko to, na co On mi pozwoli. Żyć z Jezusem w sercu i z Matką Bożą
- to moje pragnienie".
(Dz. i rozw. s.257)
I nieustannie pracowała nad wyzbywaniem się wad i nawet
najmniejszych grzechów. Zabiegała, by zawsze mieć serce czyste. Mówiła:
"Jezu, chcę Cię gorąca wielbić i nigdy już nie obrażać".
(Dz. i rozw. s.251)
Zgodnie z tymi pragnieniami - postępowała. Kontrolowała swoje słowa,
modlitwy, zachowanie w różnych sytuacjach. I pytała, czy w tym wszystkim
kryje się miłość Boga?
"Serce Boga-Człowieka i Serce Bożej Matki niech będzie
punktem centralnym dla moich osobistych przemyśleń
i modlitw. Jakie wartości reprezentuje moje ludzkie serce? Ku czemu się skłania?
Czy zdolne jest do ofiar? Czy ponad wszystkie rzeczy stworzone kocha Boga Ojca,
Syna i Ducha Świętego?"
(Dz. i rozw. s.312)
I gorąco błagała:
"Boże, naucz mnie przenieść swoją miłość na Ciebie.
Daj mi wielkie pragnienie i wielką miłość".
(Dz. i rozw. s.211)
Miłość jednoczy z Bogiem wszystkie władze duszy; umysł często
zwraca się do Niego, wola poddaje się woli Bożej, serce zdobywa się na
uczucie dla Boga.
"A kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg w Nim
trwa"
(l J 4,16).
Objawiającą się miłość Bożą widziała Anna w Jezusie
Chrystusie. W swoich rozważaniach mówi:
"Kochajmy Boga tak, jak On nam objawił, jak On chce - to
znaczy w duchu i prawdzie. Bądźmy w przyjaźni z Panem Jezusem i z braćmi - z
ludźmi. Przez Niego, z Nim i w Nim. Módlmy się zawsze przez wszystkie
codzienne sprawy życia, właśnie tam widząc Chrystusa i nasze - w duchu -
rozmodlenie".
(Dz. i rozw. s.322)
Miłość Boża winna być uniwersalna, to znaczy ogarniająca
wszystkie władze człowieka i wpływająca na wszystkie jego czynności.
Powinna być także jedyna i nieograniczona - pobudzająca wciąż do nowych
aktów, coraz doskonalszych, o czym mówi św. Paweł:
"A modlę się o to, aby miłość wasza doskonaliła się
coraz bardziej".
(Flp 1,9).
Miłość podlega prawom rozwoju i wzrasta jak każde życie na
ziemi. Sam Bóg ją pomnaża, dając człowiekowi coraz większy udział w miłości
niestworzonej. Sobór Watykański n mówi o źródłach wzrostu miłości Bożej:
"Aby zaś miłość, jak nasienie dobre, wzrastała w duszy
i wydawała owoce, każdy wierny winien słuchać chętnie Słowa Bożego i wolę
Bożą, z pomocą Jego laski, czynem wypełniać, uczestniczyć często w
sakramentach, a zwłaszcza w Eucharystii i w świętych czynnościach oraz
praktykować ustawicznie modlitwę, samozaparcie, ochoczą posługę braterską
i wszelkie cnoty" (KK 42).
Z tych wszystkich źródeł Anna w pełni korzystała. Stąd, w
sposób widoczny wzrastała w Bożej miłości. Ciągle odczuwała głód miłości,
co zresztą jest charakterystyczne u świętych, iż ciągle są nienasyceni miłości.
W tym pragnieniu miłości pytała:
"O Boże mój, kiedy ja Cię ukocham ponad wszystko, kiedy
nauczę się wykorzystywać każde natchnienie?"
(Dz. i rozw. s.131)
Odpowiedź na to pytanie dawała sobie sama, mówiąc, iż musi
wykorzystywać każdą okazję, która przyczyni się do pomnożenia miłości i
wszystkie środki naturalne i nadprzyrodzone rozpalające miłość. Dlatego
ponad wszystko na ziemi ceniła sobie uczestnictwo we Mszy św., którą
rozpoczynała prawie każdy dzień. Głębokie skupienie i rozmodlenie, które
jej wtedy towarzyszyły - świadczyły o wewnętrznym zaangażowaniu w Tajemnice
Paschalne. Z czasem, to wnikanie w wielkie sprawy Boże pogłębiało się.
Troska o życie duchowe zajmowała u niej zawsze pierwsze miejsce. Dało się to
zauważyć już w młodości. W swoim dzienniczku zanotowała:
"Z początku moje życie wewnętrzne wydawało mi się
bardzo skomplikowane, teraz widzę wytyczne: codzienna Komunia św. i pełnienie
w usposobieniu dziecka woli Bożej"
(Dz. i rozw. s.177)
W tym usposobieniu pozostała już do końca swego życia. Zawsze
była otwarta na działanie Boże i gotowa do służby innym. Z latami, im więcej
była zaangażowana w prace apostolskie, tym bardziej pogłębiała swoje życie
duchowe i zabiegała, by Jezusa poznawali i kochali wszyscy. To było treścią
jej gorących modlitw i wszelkich starań. W tych intencjach składała różne
ofiary, podejmowała akty pokutne i czuwania modlitewne. Jak uczniowie z Emaus w
swoich modlitwach prosiła:
"Zostań z nami, bo wieczór już nadchodzi i dzień się
chyli ku zachodowi - dzień dzisiejszy, czyli dzień mojego życia, okres
zdrowia, czy dobrego samopoczucia. Zostań z nami przez Eucharystię i daj nam
łaskę głodu Najświętszego Chleba, nie tylko modlącym się tej nocy, ale i
tym braciom naszym, którzy jeszcze o nie nie proszą - całej naszej parafii -
diecezji i Ojczyzny".
(Dz. i rozw. s.285)
Eucharystia była dla niej źródłem miłości, mocy i łaski,
pokoju i radości. Często mówiła, cóż by robiła bez Komunii św.? Toteż
zabiegała nieustannie o czystość duszy, o pogłębienie życia wewnętrznego.
Korzystała bardzo często z różnych skupień, rekolekcji, wyjazdów do
sanktuariów maryjnych, by tam nabrać sit duchowych do dalszego życia w miłości.
Z domu rekolekcyjnego w Laskach k/Warszawy do koleżanki pisała:
"Przyjechałam tu nabrać sił i laski na nową drogę,
która od września poprowadzi w nieznane i... znane(-) Jakie tu piękno, -
sosny, jarzębina, piach..."
(AJ. do M. Łukasiewicz, list z l V m 1950)
Umocniona łaską Bożą, w dalszym ciągu była do dyspozycji
innych. Bóg zechciał posłużyć się nią do swoich planów. Najpierw rozpalił
w niej miłość, potem posyłał ją do ludzi, potrzebujących pomocy. A ona słowem
i przykładem dawała o Nim świadectwo.
Miarą miłości Boga - jest miłość drogiego człowieka, z
którym utożsamia się sam Chrystus, wszak powiedział:
"Zaprawdę powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu
z tych braci moich najmniejszych - Mnieście uczynili"
(Mt 25,40).
Miłość bliźniego u Anny była integralnie złączona z miłością
Boga i streszczała się w naśladowaniu Chrystusa. Z tej miłości rodziły się
czyny ofiarne, a więc miłość bliźniego pojęta jako ewangeliczna służba.
Wrażliwość na potrzeby innych, szczególnie biednych, Anna
wyniosła już z domu rodzinnego. W czasie wojny i okupacji biednych i nędzarzy
nie brakowało. Ona ich widziała i w każdy możliwy sposób pomagała im. Przy
tym nie zaniedbywała żarliwej modlitwy w ich intencjach. Uważała, że bliźniemu
należy dać wszystko, nie tylko to, co zbywa. Swoje rozumienie miłości bliźniego
wyraziła w następujących słowach modlitwy:
"Naucz mnie Matko Boża nie być faryzeuszem, który daje
to, co mu zbywa, ale dawać choć trochę ze siebie - dawać wszystko, jeśli
Bóg zechce. Umieć zrezygnować ze swoich marzeń, zwyczajów, upodobań - umieć
dostosować się do innych - umieć dać wszystkie grosze ze swojej mizernej
sakiewki".
(Dz. i rozw. s.201)
Całe życie Anny było jednym wielkim aktem miłości, o czym świadczyło
Jej zachowanie się wobec każdego spotkanego człowieka, nie mówiąc o
ludziach, którym specjalnie okazywała więcej serca, wyrozumiałości i
pomocy, gdy znaleźli się w potrzebach materialnych i duchowych.
Były i takie momenty w jej życiu, kiedy zdobywała się wprost na
heroiczną miłość. Dla przykładu może posłużyć fakt jej szczególnej
opieki nad ciężko chorym uczniem - późniejszym nauczycielem. Oto, co mówią
świadkowie jej zachowania:
"Anna była wszędzie tam, gdzie cierpiący. Zapamiętałem
taki obraz: Gdy przyszedłem do szpitala, nigdy nie zapomnę widoku, jakiego byłem
świadkiem podczas odwiedzin umierającego na raka mojego starszego kolegi, a
jednocześnie jej byłego ucznia i wychowanka. Był to jeden z tych
"nawróconych" - jak się sam nazywał - przez panią Annę.
Ujrzałem Stefana siedzącego na łóżku, a przy nim klęczącą, pochyloną
postać profesorki. Nowotworowe ropiejące rany na nodze Stefana zmuszały człowieka
do wstrzymania oddechu i wymagały maksymalnego wysiłku dla pokonania wstrętu,
natomiast pani profesorka klęczała i obmywała owe ropiejące guzy... Potem
dowiedziałem się, że profesorka z własnych pieniędzy opłacała pielęgniarki,
aby otoczyły Stefana troskliwą opieką".
(T. Petry: Wspomnienia)
Inna wypowiedź:
"W stosunku do chorego Stefana Anna wykazywała swój
heroizm. Przekreślała swoją tak bardzo wrażliwą, subtelną, delikatną
naturę i szła omal codziennie do szpitala, aby opatrzeć ciężko choremu na
raka rany, nie pokazując po sobie żadnego wstrętu, choć rany cuchnęły z
daleka. Wielką pomoc okazała choremu i w tym względzie, że wciąż
podtrzymywała go na duchu. Nosiła mu różne książki do czytania. Przed śmiercią
dopilnowała, iż ksiądz go wyspowiadał i przyniósł Komunię św. Chory
umierał spokojnie, pogodzony z wolą Bożą".
(L. Tomkiewicz: Wspomnienia)
Natomiast sama profesorka, swoje posługiwanie uważała za rzecz
normalną; człowiek chory, załamany na duchu znalazł się w wielkiej
potrzebie, więc śpieszyła mu z pomocą. A że ta pomoc wymagała wielkiego
zaparcia i poświęcenia - to inna sprawa.
Anna takie problemy rozwiązywała w świetle wiary, która
nakazywała jej widzieć w każdym człowieku samego Boga. Stąd podchodziła do
niego z miłością, jak do samego Chrystusa.
"Sprawę Stefana ciągle przeżywam, ale tak trzeba. Przeżywam
spokojnie i z dużym nabożeństwem dla podziwu, że tyle Piękna i Dobra może
Bóg dać człowiekowi... Ale widać potrzeba na świadectwo Prawdzie i by słabi
się wzmocnili, smutni uradowali, a błądzący we mgle artyści duzi i mali -
zobaczyli Światło".
(A.J. do A. Łątki, list z 18 VII 1973)
Dawanie świadectwa o Bogu, o wartościach moralnych jest obowiązkiem
każdego chrześcijanina. Ale Anna czyniła to w sposób ponad przeciętny i to
nie jednorazowo, sporadycznie, lecz nieustannie. Po prostu, na co dzień wypełniała
ewangeliczną służbę w całkowitym tego słowa znaczeniu. Aż nadto jest
dowodów na powyższe stwierdzenie. Dają temu świadectwo ci, którzy tej miłości
od niej doznawali i z bliska obserwowali jej postępowanie. Oto one:
"U Anny zawsze ten drugi człowiek był na pierwszym
miejscu. Nie ja, nie moje sprawy, nie moja nawet niemoc, ale on, ten bliźni, ważniejszy
niż ja. Zauważanie drugiego człowieka i to tego najlichszego, najbardziej
pokrzywdzonego, słabego szczególnie... Miłość bliźniego, ale taka
podniesiona do rangi najwyższej sprawy, i taka na serio; prawdziwa, rzetelna,
bliska, pełna zrozumienia, współczująca, współrozumiejąca, ujmująca
pomoc tak, jak ten drugi potrzebowałby tego, a nie tak, jak mnie byłoby
wygodniej, czy jak mnie wydawałoby się. Taką Annę pamiętam".
(G. Ligęza: Wspomnienia)
W konkretnym działaniu miłość ta przybierała różne formy i
postacie - zauważa jej przyjaciółka:
"Anna umiała widzieć człowieka obok siebie; czy to była
uczennica siedząca na schodach z bólem zęba - zaprowadziła wtedy do
dentysty, czy staruszka nie opuszczająca domu - przynosiła jej dobrą książkę
lub podprowadziła do kościoła na Mszę św., czy dziecko z pijackiej
wielodzietnej rodziny - z którym kilka razy w tygodniu przygotowywała lekcje i
przerabiała zadanie domowe".
(L. Tomkiewicz: Wspomnienia)
O Jej dobroci mówi również jedna z sąsiadek:
"Pamiętam odwiedziny różnych ludzi w mieszkaniu Anny.
Przychodziła upośledzona kobieta, Anna wiele jej pomagała. Prawie stale
pomagała dzieciom z wielodzietnej rodziny... Pojawienie się Anny w domu było
wyczekiwane nie tylko przez rodzinę, ale i przez obcych, bo każdy otrzymał
kawałek serca, które było otwarte dla każdego i o każdej porze. Toteż
wszyscy się do niej garnęli".
(J. Dyrkacz: Wspomnienie)
podobnie mówi inny świadek jej życia:
"Przychodzili do niej starsi, młodzież, koleżanki,
przyjaciele, biedni, nieszczęśliwi. I każdy otrzymał to, czego oczekiwał Bo
tak, jak przy ogniu, gdzie się można ogrzać, tak przy niej nabierało się
sil, ciszy. Odczuwało się autentyczną, serdeczną miłość".
(W. Wierzbicka: Wspomnienia)
Koleżanka dodaje:
"Anna dla wszystkich była bardzo życzliwa. Starała się o
sprawiedliwą ocenę każdego. Nawet w człowieku źle postępującym znajdowała
jakieś dobro".
(M. Andres: Wspomnienia)
Najbliższa przyjaciółka obserwująca jej życie w każdym jego
przejawie, stwierdza:
"Miłość Anny do każdego człowieka była wprost
nieograniczona, pełna tkliwości i serdeczności. O każdej porze dnia i nocy
była gotowa wszystkim służyć. Czyniła to z całą żarliwością ducha,
bezinteresownie, cicho, tak po prostu - nie mówiąc o tym nikomu. Taka była do
końca życia i taką zachowałam w swojej pamięci".
(H. Woś: Wspomnienia)
Profesorka Anna czuwała nad swoimi słowami, by nikogo nie obrazić
- zauważa jej uczennica:
"Nigdy nie mówiła źle o drugich, nigdy nie skarżyła się
na nikogo i nie gniewała się z nikim. Dla wszystkich była ogromnie życzliwa".
(K. Majkut: Wspomnienia)
Znajomy kapłan, który niejednokrotnie przekonał się o jej dobroci, mówi:
"Życie Anny było życiem dla innych. Spotykałem często
tych, którym służyła: uczyła dzieci katechizmu, zdobywała dla nich środki
do życia, gdyż ojciec ich albo pil, albo siedział w więzieniu. Nieustannie
coś komuś załatwiała... Kilkakrotnie przekazałem jej pewną sumę pieniędzy,
dawała je natychmiast potrzebującym, chociaż życzyłem sobie, iż ma je użyć
wyłącznie na swoje potrzeby".
(K. Helon; Wspomnienia)
Służebnej, bezinteresownej, delikatnej miłości uczyła się
Anna od Matki Najświętszej. Maryja była dla niej Mistrzynią, życia - miłością.
Wpatrzona w ten niedościgły wzór przypominała sobie różne sceny z Jej życia
i przyswajała Je. Każda z tajemnic Chrystusa i Jego Matki zostawiała w sercu
Anny jakiś ślad.
Miłości uczyła się przede wszystkim na modlitwie. Z Bogiem
omawiała ważne sprawy i wsparta Jego łaską - szła do ludzi ze swoją, pomocą.
Mówiła, że do ludzi trzeba iść z dobrocią. Zachęcała też innych do
odwiedzin chorych, biednych, nieszczęśliwych. Przede wszystkim sama napełniała
się dobrocią, którą obdarzała wszystkich, zwłaszcza samotnych, także młodzież
i dzieci, znajdujące się w potrzebach materialnych i duchowych. W nich widziała
samego Chrystusa.
Chcę służyć! - takie hasło wypisała sobie przed rozpoczęciem
pracy pedagogicznej i umieściła je na widocznym miejscu w mieszkaniu, by
przypominało jej, jak ma rozumieć obowiązki nauczyciela i wychowawcy. I służyła
uczniom w szkole i w domu, "dzieciom ulicy", zagubionej i opuszczonej
młodzieży, nie patrząc na własne sprawy czy zmęczenie. Przede wszystkim
chciała zbliżyć młodzież do Chrystusa. To było jej największym
pragnieniem. Uczniowie cenili sobie tę troskę profesorki. Mówili:
"Profesor Anna cale życie poświęciła dla nas. Służyła nam w
szkole i po lekcjach u siebie w domu oraz na zajęciach pozalekcyjnych. Dopiero
teraz widzę, jak nas bardzo kochała".
(E. Kardaszyńska: Wspomnienia)
Wiele czasu poświęcała Anna młodzieży na rozmowy indywidualne.
Przychodzili do niej młodzi ludzie, najczęściej załamani psychicznie,
zagubieni, odepchnięci przez innych i zwierzali się jej z najskrytszych swoich
tajemnic, a ona ich cierpliwie wysłuchiwała. Na koniec podsuwała konkretne
rozwiązania. Jeden z nich mówi:
"Mieszkanie jej stawało się jakby olbrzymim konfesjonałem,
gdzie przygnębieni, załamani, wątpiący znajdowali pomoc".
(Fr. Dziedzic: Wspomnienia)
Było w tym wiele prawdy. Do dziś istnieje powszechne przeświadczenie
wśród byłych jej uczniów, iż profesorka była jedną z najlepszych, (co było
widoczne w czynach i całej postawie). Jej dobroci doznawali wszyscy, którzy się
kiedykolwiek z nią zetknęli. U niej miłość i dobroć nie była teorią, grą
pięknych słów, ale rzeczywistością tkwiącą w niej samej, zmuszającą
nawet do takiego określenia:
"Anna, to nie tylko dobra osoba, ale to jakby cala
dobroczynna instytucja".
(M. Andres: Wspomnienia)
Na takie stwierdzenie może zasłużyć sobie tylko taki człowiek,
który rzeczywiście jest napełniony Bogiem. Jak Maryja, Która napełniona
Bogiem po Zwiastowaniu szła do swojej krewnej, by jej pomóc w potrzebie, tak
Anna napełniona miłością, szła w środowisko, w którym żyta i wnosiła
tam dobroć, serdeczność, pokój, radość. W tym była zwiastunem Dobrej
Nowiny. Swój bardzo bogaty, długodystansowy i szeroki program działania, streściła
zaledwie w kilku krótkich słowach, ale zawierających wszystko. Oto on:
"Dobrocią, miłością, ciszą, radością - zwyciężać
świat! Być żywym listem Chrystusowym. Program niełatwy, ale jedynie słuszny.
On doda sił".
(A.J. do K. Helona, list z l III 1957)
I ten program realizowała systematycznie, wytrwale, przez cale życie,
aż do ostatnich chwil. I choć był on trudny, wymagający nieustannego wysiłku
i ciągłego poświęcenia - to był jedynie słuszny.
Maryja jako Matka Syna Bożego może posłużyć za najdoskonalszy
wzór dla dusz pragnących iść śladami Chrystusa, być Jego świadkami, żyć
na co dzień Ewangelią. Niepokalana Dziewica od wieków była wpisana w historię
zbawienia. I chociaż sama wszystkiego nie rozumiała czego Bóg od niej żądał
i niejednokrotnie stawała przed wielkimi tajemnicami Bożymi - to jednak ich
nie roztrząsała; przyjmowała je z cichym poddaniem się woli Bożej. Tak było
- począwszy od tajemnicy Zwiastowania, poprzez wszystkie momenty Jej życia i
Chrystusa - aż po Kalwarię, Zmartwychwstanie i Zesłanie Ducha Świętego.
Dusze pragnące naśladować Chrystusa, winne od Maryi uczyć się życia
Jezusem i dla Jezusa tak, jak Ona to czyniła. Jeżeli Anna swoje życie tak
bardzo związała z Maryją, od Której uzależniała swoją działalność, własne
uświęcenie i zbawienie innych - znaczyło to, że od Niej też uczyła się żyć
Ewangelią.
Maryja uczy całkowitego zawierzenia Bogu, zdania się we wszystkim
na Jego wolę, pokornej i czystej miłości, skromności i ubóstwa, delikatności
i wdzięczności, wierności i wytrwałości do końca. W Niej, w tym
najdoskonalszym wzorze skupiają się wszystkie cnoty, całe piękno człowieczeństwa,
połączonego z nadprzyrodzonym pięknem duszy. I to stanowi Jej wielką godność
jako Matki Boga, i wyznacza rolę w życiu Kościoła i każdego człowieka.
Z tej godności wypływają Jej wszystkie przywileje i tytuły Jako
Najcudowniejszej i Najczystszej z niewiast przynoszącej światu Zbawiciela,
Najczulszej z matek wciąż obecnej wśród swoich dzieci, przez nieskończoną
troskę i miłość macierzyńska. Służy Ona po wszystkie czasy za wzór w
swojej postawie i we wszystkich cnotach.
Dlatego, chcąc mówić o naśladowaniu Chrystusa, najlepiej jest iść po Jego
drogach z Maryją i pytać, jak Ona to czyniła?
Bóg swoją miłość do człowieka wyraził przez Jezusa
Chrystusa, Którego zesłał na ziemię. Uczynił to za pośrednictwem
Najczystszej Dziewicy - Maryi.
Zwiastowanie - to ogromna tajemnica przed którą stanęła Maryja.
Bóg chciał, by wielkie rzeczy dokonywały się w ciszy. W wielkiej ciszy
Nazaretu. Młodziutka Dzieweczka zasłuchana w głos Boga - pokornie zdaje się
na wolę Najwyższego.
W słowach: "Oto ja służebnica Pana mojego, niech mi się
stanie według słowa Twego", wypełnia odwieczny plan Boga. Odtąd stała
się brzemienna w Słowo i wypełniona Bogiem. Dziewięciomiesięczny adwent był
dla Maryi już tylko końcówką tego długiego oczekiwania, sięgającego aż
do raju, kiedy to Bóg dał obietnicę zesłania swego Syna zrodzonego z
Niewiasty.
Wraz z Maryją, Kościół przeżywa również swój adwent -
oczekiwanie na Pana. Przeżywa go każdy człowiek wierzący. I na miarę Jego
przeżyć - spełnia się w sercu narodzenie Boga. Jest to wielka tajemnica
wiary; Bóg przyjmuje postać człowieka, by razem z nim przeżywać człowieczeństwo,
równocześnie przebóstwiając je przez swoją łaskę. Jedynie wiara może
otworzyć horyzonty ludzkiego myślenia, by chociaż w części mogło ono pomieścić
w swoich ograniczonych możliwościach to wszystko, co Bóg uczynił z miłości
dla człowieka.
Prawdy te w odniesieniu do Anny spotykały się z głębokim
zrozumieniem i przyjęciem, a to dzięki jej współpracy z łaską Bożą, i
dzięki modlitwom, które tę łaskę wypraszały. Adwent Liturgiczny był jej własnym
adwentem, a scena Zwiastowania -osobistą lekcją życia duchowego, udzieloną
przez pokorną Służebnicę Pańską - Maryję.
Zasadniczą i przewodnią myślą adwentową u Anny było
pragnienie, by jak najlepiej przygotować miejsce Panu, przez szczere
nawrócenie i otwartość serca dla Boga i bliźnich. Św. Jan Chrzciciel - ten
adwentowy Prorok - wytyczał jej program działania. Dlatego tak często będzie
Go prosić o pomoc w zrozumieniu słów o pokucie i nawróceniu, i o
wprowadzenie ich we własne życie i innych ludzi. Mówiła:
"Od św. Jana Chrzciciela - Tytana charakteru i bohatera
silnej woli, uczmy się męstwa, wierności swemu powołaniu i miejmy
zrozumienie właściwie pojętej Pokuty".
(Dz. i rozw. s.302)
Adwentowe dni, grudniowe noce - były dla Anny czasem wypełniania
własnego serca i innych samym Bogiem. Dlatego powie:
"Adwent zachęca do ciszy, modlitwy, pokuty i przemiany
gruntownej. Przeżyjmy bardzo serio Adwentowe oczekiwanie na cud betlejemskiej
nocy... W blasku świecy, roratniej świecy zobaczmy najgłębsze mroki w naszym
własnym sercu, osądźmy siebie rzetelnie i z ufnością... Niepokalanej polećmy
nasza drogę życia całego, adwentową drogę do Betlejem i drogę do wieczności".
(Dz. i rozw. s.341)
Oczekiwanie na przyjście Chrystusa, według Anny - to trwanie
razem z Niepokalaną w ciszy, na modlitwie, to przeżywanie obecności Boga w
Eucharystii, i we własnym sercu. Mówiła, że roratnia świeca rozpraszająca
mroki, winna pobudzać do głębokiej refleksji nad sobą i nad życiem płynącym
z Jezusa i dla Jezusa. Oto fragmenty jej głębokich rozważań:
"Niech rozpoczęty Adwent włoży w nasze dłonie świece
gorejące, aby, gdy rano przyjdzie zastał nas czuwającymi przez modlitwę,
ofiarę z samych siebie, postawę życzliwości i gotowości w niesieniu pomocy
innym".
(Dz. i rozw. s.364)
Bardzo dojrzałe przeżywanie okresów Roku Liturgicznego, ułatwiało
Annie wchodzenie w tajemnice życia Chrystusa i Jego Matki. A to z kolei wpływało
na pogłębienie własnego życia duchowego i wzbudzało pragnienie być blisko
tych tajemnic, choć w części upodobnić się do Jezusa i Maryi.
Z Maryją Dziewicą - brzemienną w Słowo - przygotowywała się
Anna na narodzenie Boga-Człowieka. Wypełniona Bogiem, Którego codziennie
przyjmowała w Komunii św. - oczekiwała na Cud Nocy Betlejemskiej. Jej duchowe
przygotowanie przez modlitwę, pokutę i pokorną służbę innym - było najgłębiej
pojętym przez nią Adwentem.
Po Zwiastowaniu nastąpiło radosne Nawiedzenie św. Elżbiety.
Maryja napełniona Bogiem nie pozostaje sama ze sobą, lecz śpieszmy do swojej
krewnej dzielić się Radosną Nowiną, iż "wielkie rzeczy uczynił Jej
Wszechmocny".
Śpieszy też do niej z pomocą, bo tak nakazuje miłość, która
nie zamyka się w sobie, lecz wychodzi ku drugiemu człowiekowi. By móc innym służyć
pomocą - trzeba najpierw napełnić się Bogiem.
W tajemnicy Nawiedzenia Anna też była bardzo bliska Maryi. I jak
Ona pośpiesznie podążała do czekających na pomoc. Nie zachwytem, podziwem,
ale przede wszystkim czynem interpretowała naśladowanie Maryi w tajemnicach
Jej życia. W gorących słowach modlitwy prosiła Ją o coraz głębsze ich
zrozumienie i wprowadzenie w konkretne działanie.
"Matko Boża, ucz nas naśladować Ciebie w życiu, w
konkretnych sytuacjach, uzewnętrznić swój katolicyzm czynem, ciepłą dobrocią,
życzliwością, wychodzeniem naprzeciw. Bądź wzorem, zwłaszcza wtedy, gdy
mamy podjąć trud, przykrość, obowiązek, abyśmy uczynili to chętnie, z uśmiechem,
pogodnie, z pełnym zaangażowaniem... Z owego ewangelicznego wydarzenia (z
tajemnicy Nawiedzenia św. Elżbiety) nauczmy się brać słowa Twego <
Magnificat > na wszystkie chwile życia. Czy to będzie uroczyste zakończenie
roku szkolnego, akademickiego, czy egzaminy wstępne na studia bliskiejnam młodzieży,
czy uzyskana laska zdrowia, czy ból choroby własnej, bliskich, czy
niepowodzenia zawodowe, niezrozumienie ze strony bliskich, przyjaciół, przełożonych.
Podnośmy w tej godzinie prośby, myśli, serce, wolę ku Bogu ze słowmi:
<Uwielbia dusza moja Pana i rozradował się duch mój w Bogu Zbawicielu
moim>"
(Dz. i rozw. s.357-358)
Często stawiała sobie pytanie, czy z taką samą gotowością i
miłością jak Maryja spełnia swoje posługi innym? Na modlitwie robiła z
tego rachunek sumienia i przypominała też innym o ważnych obowiązkach chrześcijanina.
Pytała:
"Czy stać mnie na to, by powiedzieć Matce Bożej
pozostawiam Ci zupełną swobodę posługiwania się mną? Czy zastanawiam się
czasem, jakie były myśli Maryi w drodze do Hebronu, gdzie mieszkała św. Elżbieta?
Jakie są moje myśli o tych, z którymi pracuję, mieszkam w rodzinnym domu,
odwiedzam w szpitalu, spotykam na ulicy? Czy potrafię tak, jak Maryja słowami
< Magnificat > wielbić Boga?".
(Dz. i rozw. s.294)
Wszystkie tajemnice życia Maryi przepojone były miłością. Anna
pragnęła żyć miłością i realizować ją względem Boga i ludzi. Maryjna
droga życia duchowego ułatwiała jej spełnianie tych pragnień.
Idąc za wzorem Maryi - Anna wpatrzona była w Miłość Wcieloną
- w Jezusa Chrystusa, Który przyszedł na ziemię w wielkim uniżeniu i
ubóstwie. Adorując Go w Żłóbku Betlejemskim, porównywała tamto
historyczne Betlejem - z dzisiejszym "Betlejem", które czyni
podobnie: odrzuca Boga, nie przyjmuje Go. Z wielkim zatroskaniem mówiła, że
Bóg wciąż poszukuje miejsca, gdzieby się narodzić i wejść do serc
ludzkich, ale one, niestety - zamykają się na Niego.
Bolejąc nad tym, robiła wszystko, by wnosić Pana Boga w środowisko,
gdzie żyła i pracowała. Jej oczekiwanie na święta Bożego Narodzenia
dotyczyło przede wszystkim sfery ducha; wewnętrznej przemiany. To było
zasadnicze. W tym miała pomóc praca nad sobą, wyrzeczenie, pokuta, do której
nawołuje św. Jan Chrzciciel - Prorok Adwentowy. Na czuwaniu modlitewnym, mówiła:
"Prośmy dziś o dobre przeżycie nocy Adwentu, by zajaśniała
w nas intensywnie radość Bożego Narodzenia, by Bóg-Dziecina uciszył nasze lęki
i cierpienia, byśmy się spotkali w zgodzie, z ufnością i miłością przy
Żłobku i Wigilii w rodzinie i sąsiedztwie".
(Dz. i rozw. s.302)
Zrozumienie Tajemnicy Wcielenia i naukę z niej płynącą, wyraziła
w takim oto rozważaniu:
"Właśnie dzisiaj na klęczące, uwielbiajmy Miłość,
która objawiła się światu zawsze z Tą, Która jest Matką Pięknej Miłości.
Naszą wielką, szlachetną miłością zasłaniajmy obojętność i wzgardę,
ironię i kpiny kierowane do Dzieciątka Jezus. Kochajmy Je za siebie i wielu...
Uczmy się w tym miesiącu miłości - tej od Świętej Rodziny z Nazaretu, tej
od pierwszych chrześcijan, tej z Hymnu św. Pawła... Dobroć w różnych
wymiarach i życzliwość, uczynność i przyjaźń, ofiarność i delikatność
- niech będzie przez nas realizowana na co dzień".
(Dz. i rozw. s.352)
Boże Narodzenie uważała Anna za czas narodzenia Bożej miłości
w ludzkich sercach i dzielenie się nią z wszystkimi ludźmi. Było to właściwe
zrozumienie Tajemnicy Wcielenia. Zewnętrzny wyraz, jak np. opłatek wigilijny -
to symbol dzielenia się tą miłością. I do takiego przeżycia Świąt -
mówiła - trzeba się dobrze przygotować. A służy temu okres Adwentu:
"Przez adwentowe dni przygotujmy swoje serce na dzień wyjątkowy
- Boże Narodzenie i na fakt wyjątkowy - narodzenie Boga w nas, w naszej
duszy... Przy Wieczerzy Wigilijnej - łamiąc się opłatkiem - życzmy sobie
jeszcze większej, lepszej, pełniejszej miłości Boga, a w Bogu wszystkich
ludzi".
(Dz. i rozw. s.324)
I w modlitwie serdecznej, pełnej uwielbienia i podziwu dla Boga-Człowieka,
Który zszedł na ziemię w wielkim ubóstwie i poniżeniu, wraz z Matką
Dziewicą - adorowała Wcieloną Miłość, złożoną w Żłobie.
"Czuwam razem z Tobą, Matko Łaski Bożej, czuwająca w
Grocie Betlejemskiej nad snem Zbawcy świata. Dziwna sceneria: stajnia, żłób,
siano - absolutne ubóstwo".
(Dz. i rozw. s.279)
Adorację, uwielbienie Boga-Człowieka łączyła z dogłębną
refleksją. Ciągle pytała, co z faktu Bożego Narodzenia wynika konkretnie dla
niej? Jak winna się zachować wobec tej Miłości, która się tak zniżyła do
człowieka?
"Czy obecność Trzech Mędrców Wschodu przy Żłobie w
Betlejemskiej Grocie przyjmuję tylko jako fakt historyczny, bez konsekwencji
dla mojego osobistego życia? Co ja potrafię ofiarować? Czy zawiłości moich
dróg oświeca blask Gwiazdy Betlejemskiej?"
(Dz. i rozw. s.280)
Swój podziw nad miłością Bożą, łączyła z pragnieniami, by
pozostawać jak najbliżej Jezusa ze swoją miłością ofiarną. Przepełniona
tymi myślami - w sposób bardzo obrazowy i po ziemsku - tłumaczyła sobie w
dziecięcej prostocie serca to wielkie wydarzenie świata: cud Narodzin Boga-Człowieka
Swoje refleksje kończyła ciągle tym samym zapytaniem: co dla niej wynika z
tego faktu?
"Jakież to cudne, że Bóg, Któremu tak dobrze było w
niebie, więcej nas ukochał niż siebie i dobrowolnie bez przymusu zszedł na
ziemię. Jakżesz wszyscy, zwłaszcza cierpiący i wygnani, powinni się czuć
blisko Dzieciątka Jezus. I ten Jezus nigdy nie okazał niezadowolenia z powodu
opuszczenia nieba... nie uznawał kompromisów, aż do końca nas umiłował.
Jak postanowił przyjść na świat, to już z całą ofiarą, to już jako
Niemowlątko w stajence, jak pracować, to już jak ubogi cieśla, jak cierpieć,
to aż do krzyża. On się nam daje cały - Miłość Boża, Wielka... A my
zapominamy o tym".
(Dz. i rozw. s.137)
Pełną odpowiedź na Bożą miłość objawioną światu w Osobie
Jezusa. - daje Anna w pragnieniu ukochania Boga ponad wszystko, w naśladowaniu
Chrystusa w swoim życiu. Zaś naśladowanie, najprościej miało się objawiać
w miłości bliźniego poprzez konkretne czyny. W swoich rozważaniach wymienia
cały szereg przykładów, bardzo prostych i widocznych, jak winna wyglądać miłość
do drugiego człowieka. Oto one:
"W blasku Gwiazdy Betlejemskiej mamy szansę dostrzec
potrzebującego, zagrożonego brata, który przyszedł na pewno nie w porę,
wtedy, gdy się śpieszymy, gdy uwaga nasza skoncentrowana na zupełnie innej
sprawie, gdy nas boli ząb lub jesteśmy zmarznięci i przeziębieni i pragniemy
jak najszybciej się "wyłączyć". Może to będzie dziecko z sąsiedztwa,
które prosi o pomoc w trudnym zadaniu, może bezradna staruszka, która jechała
z nami w przedziale, a na nieznanej stacji nie wie, jak sobie poradzić, może
ktoś znajomy, bliski rozpaczy - ktoś u kresu sił, którego zaprosimy
serdecznie na rozmowę do siebie, mimo, że potem w nocy trzeba będzie nadrobić
ten czas, który minął... Módlmy się o właściwe pojęcie współczesnego
apostolstwa w przykładzie życia, służenia braciom, sprawianiu radości, pożyczaniu
dobrych książek, odwiedzaniu samotnych i smutnych, o dobrą spowiedź
bliskich osób".
(Dz. i rozw. s.342)
W tym apostolstwie miłości, mówiła, że trzeba być z Matką
Najświętszą, Która wskaże komu należy pomóc i wyprosi u Boga potrzebne łaski.
Zachęcała, by być do Jej dyspozycji. Z dziecięcym oddaniem i wielką ufnością,
prosiła Ją serdecznie:
"Matko Najświętsza, gdy będziemy Ci potrzebni, skorzystaj
z naszej pomocy... Oddajemy Ci się do Twojej dyspozycji... Może to będzie
opieka nad chorymi w domu, może w sąsiedztwie. Może pomoc w odrabianiu lekcji
jakiemuś dziecku, albo... posypanie chodnika oblodzonego, by ktoś nogi nie złamał.
Może uśmiech w naszej trudnej pracy, może dobra rada, pogodny list... Dobre
czyny bezinteresowne, ciche, bo "światu potrzeba dobroci". A może pożyczymy
dobrą, jasną książkę, podamy motyw do zadowolenia w przykrej sytuacji -
nauczymy siebie i innych "grać w zadowolenie" - jak ta dziewczynka z
filmu "Pollyanna"... To jest nasz program".
(Dz. i rozw. s.325)
Było to właściwe zrozumienie Tajemnicy Wcielenia Syna Bożego. Z
łaską Bożą, po przemodleniu - wyciągała Anna z tego faktu dla siebie
odpowiednie wnioski, które potem weryfikowały się w jej postępowaniu.
W naśladowaniu Chrystusa doszła Anna aż do Kalwarii. Cierpiący
Jezus był dla niej jedyną mocą w chwilach jej własnych cierpień fizycznych
i duchowych, które nękały ją przez całe życie aż do ostatniej śmiertelnej
choroby nowotworowej.
Miłości krzyża uczyła się już od najmłodszych lat, bowiem od
początku była słabego zdrowia, wątła, podatna na przeziębienia. W
dzienniczku, w wielu miejscach wspomina o tych dolegliwościach, i o tym, jak
bardzo ceniła sobie Komunię św., właśnie wtedy, kiedy z powodu choroby była
Jej pozbawiona. Pisała;
"Brak mi bardzo Mszy św. i Komunii św. Do Spowiedzi już
nie byłam miesiąc - strasznie się przez to rozpuściłam. Dopiero teraz widzę,
co wartam bez Komunii św."
(Dz. i rozw. s.149)
Innym razem, po wizycie u doktora zapisała:
"O Komunii św. nie ma nawet mowy. Czy to możliwe, żeby to
była wola Boża? Przecież Pan Jezus wie, że bez Komunii św. jestem skończoną
jędzą i nic nie potrafię (...) Będę teraz pod stałą obserwacją dr
Alberta, żebym choć raz na tydzień mogła przyjmować Pana Jezusa".
(Dz. i rozw. s.152)
W swoim życiu, z powodu choroby niejednokrotnie przebywała w
szpitalu. Czas ten wykorzystała także dla zdrowia duszy, Jak się wyrażała.
Zdobywała dużo doświadczeń; bezpośrednio dotykała cierpienia i śmierci
innych. Zobaczyła wtedy, jak umierają ludzie wierzący i niewierzący. Miała
też okazję świadczyć chorym miłość. A oto jej obserwacje i refleksje na
ten temat:
"Przypatrywałam się bliżej cierpieniu i poświęceniu.
Ludzie wierzący łatwiej cierpią - bez wiary są jak biedne zwierzęta (...)
Jeżeli patrzę z daleka na mój pobyt w szpitalu, to uważam, że Bóg chciał
mi dać czas na wypoczynek nerwowy i fizyczny, bo już byłam bardzo
rozklekotana i niewiele mi brakowało do rozstroju.Poza tym dał mi Bóg odczuć,
że maleńkimi drobnostkami można zdobyć serca innych w łatwy sposób".
(Dz. i rozw. s.176)
Potem przyszedł okres wojny i okupacji, który niósł ze sobą
wiele nieszczęść i chorób. Mocniejsi ratowali słabszych. Między ludźmi
wytwarzała się wtedy ogromna solidarność. Anna, wyczulona na biedę ludzką,
była całkowicie zaangażowana w akcje: chorym zanosiła leki, żywność,
pocieszała smutnych i załamanych na duchu, przygotowywała do Sakramentów św.
Wszystko to czyniła w odniesieniu do Boga. Mówiła:
"Tyle smutku, tyle chorób, tyle nagiej i niespodziewanej śmierci.
Niech nas to wszystko do Boga zbliża".
(Dz. i rozw. s.201)
To samo czyniła również po wojnie, gdy była na studiach czy
potem w pracy. Ale najpierw musiała umieć przeżywać własne cierpienia, by
potem móc z wyrozumiałością pomagać innym w dźwiganiu krzyża. Dlatego
jako nauczyciel i wychowawca zauważy
"uczennicę siedzącą na schodach z bólem zęba i wyśle ją
do dentysty, znajomą chorą odwiedzi i zrobi jej zakupy".
(L. Tomkiewicz: Wspomnienia)
Tej wrażliwości na cierpienia innych będzie uczyć także swoich
wychowanków. Pójdzie z nimi do biednych, samotnych, chorych, by im pomoc.
Annę spotykały również cierpienia duchowe, które niekiedy były
daleko cięższe od cierpień fizycznych. One towarzyszyły jej przez całe życie.
W okresie komunizmu przechodziła przez wiele udręk, bowiem władze
szczególnie prześladowały nauczycieli za ich przekonania religijne. Wiadomo,
Anna odznaczała się zdecydowaną postawą moralną, toteż represje w stosunku
do niej były wyjątkowo ostre. W dzienniczku można znaleźć jedynie wzmianki
o tym, zaś cały ból Anna ukrywała.
"Chcę tu pisać szczerze. Jestem rozbita. Nie umiem się
wziąć w garść. Tylko Bóg może pomóc. Na pewno zechce. Droga właściwie
prosta: walczyć o pogodę i ufność. Nic więcej. To podciągnie i inne
"tereny".
Cieszę się, że mam jednakowy gust z Panem Bogiem, ale to tylko On wie o co
chodzi. To jest nasza tajemnica. Trochę rzewna dla mnie. Boże! Pomóż mi to
pisać <Tobie i sobie> (...) Wkrótce start w nową pracę. To już
czwarty rok! Cieszę się. Będzie ciekawie, bo walka jest zawsze fascynująca(.")
Dobrze, że jest Różaniec!".
(Dz. i rozw. s.229,230,232)
Te ciężkie doświadczenia zbliżyły Annę jeszcze bardziej do
Chrystusa. Wpatrzona w Krzyż nie ulegała naciskom ateistycznych władz, nie
poddawała się, lecz mocno trwała przy swoich niezmiennych zasadach moralnych.
Ostatecznie ta walka zakończyła się odejściem jej ze szkoły. Była to tylko
pozorna klęska. Owe trudności umocniły Ją na dalsze zmagania, już w drugiej
szkole - w Liceum Sztuk Plastycznych.
Tam także było jej ciężko, ponieważ w dalszym ciągu trwała w Polsce walka
ideologiczna. Zaprogramowana ateizacja i laicyzacja nadal obowiązywała. Trzeba
było wielkiej odwagi, by móc utrzymać się w pracy, na stanowisku z
równoczesnym zachowaniem swoich przekonań.
Anna w tym czasie pełniła funkcję dyrektora szkoły, a mimo tego
zachowała wciąż tę samą postawę. Swoją pracę nazywała fenomenem.
Wszelkie osiągnięcia, jakie miała - nie przypisywała sobie, lecz Bogu. Oto,
co na ten temat pisze do koleżanki:
"Pytasz o mnie. To cale dyrektorowanie jest fenomenem i
cudem laski Bożej. Jest ciekawe i jest ciekawie. Jest trudno! Umiem już także
< robić remonty >. Harcerska zaprawa przydaje się".
(Dz. i rozw. s.142)
Zahartowana poprzednimi trudnościami, swoją; godność zachowywała
do końca. Stanęła na wysokim poziomie jako człowiek, katolik, Polak i
nauczyciel. Aż dziw bierze, skąd miała tyle sił duchowych i fizycznych, by
sprostać zadaniom i to bez uszczerbku dla swojej niezłomnej postawy? Takie
zachowanie nie mieści się w kategoriach możliwości tylko ludzkich. Jedynie
bezgraniczne zawierzenie samemu Bogu może tłumaczyć znoszenie z poddaniem się
woli Bożej wszystkich cierpień.
Potem czekał ją jeszcze jeden egzamin - bardzo trudny i
ostateczny - to śmiertelna choroba. Ale i te trudne chwile przeżywała Anna
również w cieniu Krzyża Chrystusowego. Wpatrzona weń - nieustannie powtarzała:
"Tak Ojcze!", "Jezu, ufam Tobie", "Bądź wola Twoja,
Boże!" Jak przeżywała ostatni okres leczenia w szpitalu - najlepiej
zilustrują, jej własne wypowiedzi w listach:
"(...) Niech moc Boża wszystkim kieruje. Początkowo chodziłam
codziennie na Mszę św., ale potem przestałam ze względu na przeziębienie.
Ksiądz przynosił nam Pana Jezusa do sali. Proszę o modlitwę przez Matkę Bożą
(...) Już przywykłam tutaj, ale proś Boga, gdy przyjdzie owo leczenie. Nie
mogę wszystkim odpisywać, bo nie mam sił i czasu - aż to dziwne, ale na sali
leży jedna ciężko chora, więc trzeba jej pomóc. Jestem jak pyłek na
wietrze, ale < Liczę na Ciebie Ojcze... >. Szczęść Boże Warn
wszystkim i Matka Boża niech się Wami opiekuje na każdym kroku i parafiami
Jarosławia i młodzieżą, i by ludzie byli trzeźwi i uczciwi...".
(A. J. do K. Kubal, list z 5 XII 1975)
"O modlitwę gorąco proszę, bym spokojnie i ufnie umiała
wszystko przyjmować z Rąk Boga".
(A. J. do G. Ligęzy, list z 6 VIII 1975)
"Biorę różne leki, no i oczywiście <Jezu, ufam
Tobie>".
(A.J. do Bilińskich, list z 711976)
Zawsze, a w cierpieniu szczególnie, ceniła sobie łaskę wiary,
która pozwalała jej przyjmować wszystko z ręki Boga jako coś najdroższego.
Wówczas ból stawał się lżejszym. W listach nadal prosiła o modlitwę, bo w
niej widziała moc.
"Gorąco proszę, by promienie z Serca Bożego i na mnie nędzną,
kruchą poświeciły, aby wzmocniły, dodały męstwa, otuchy. Przecież cierpieć
się musi, bo to droga człowieka. Tylko, żeby dobry Bóg, przez Serce Matki Bożej
pomógł, by Duch Święty dodał męstwa",
(A.J. do M. Andres, list z 15 EX 1975)
Miłość mierzy się także cierpieniem, które uszlachetnia duszę
i zbliża ją do Boskiego Wzoru - Chrystusa. Anna przeszła przez wielkie pasmo
cierpień, zarówno fizycznych, Jak i duchowych. Jednak na cierpieniu Jako takim
nie zatrzymywała się, ani też w tych trudnych momentach nie rozczulała się
nad sobą. To był tylko środek do uświęcenia, okazja do świadczenia miłości
innym chorym. Ten drugi człowiek zawsze zajmował w jej sercu pierwsze miejsce,
w chorobie także. W Bogu widziała jego potrzeby i w nim widziała samego Boga.
W taki sposób podchodziła Anna do problemu cierpienia,
rozumianego nie tylko teoretycznie, ale przede wszystkim w jego przeżywaniu.
Dlatego końcowy etap jej ciernistej drogi był streszczeniem całości życia
zjednoczonego z Chrystusowym Krzyżem. W Nim znajdowała moc, dlatego dzielnie
stała przy Krzyżu, nie siląc się na jakieś sztuczne bohaterstwo, lecz
pokornie przyjmowała to, co jej Bóg zsyłał, nieustannie prosząc Go o pomoc-
Otoczenie patrzyło na nią z wielkim zbudowaniem i podziwem dla wielkości jej
ducha, znajdującego się w kruchym, słabym i cierpiącym ciele.
Na tym najtrudniejszym odcinku życia była Anna również wiernym
świadkiem Chrystusa. Kuzynka, patrząc z bliska przez wiele lat na jej życie i
na ostatni jego moment - stwierdza:
"Była pełna słabości i lichego zdrowia, pełna lęku,
obaw. Nieraz nie potrafiła ich się pozbyć, ale nigdy nie dopuściła, aby one
stanęły na jej drodze, jak tama uniemożliwiająca dalszy bieg nurtom rzeki,
bo <Moc w słabościach doskonalsza jest> ... Anna jest dla mnie właśnie
takim słabym, kruchym, chorowitym, bladym, wycieńczonym człowiekiem, przez
którego przyszło na ziemię wiele dobra".
(G. Ligęza: Wspomnienia)
Umiejętności znoszenia własnych cierpień nie zdobywa się od
razu. Anna także tej sztuki nie nabyła bez pracy i wysiłku. Już we wczesnej
młodości podczas rekolekcji, postanawiała:
"Chciałabym bardzo po tych rekolekcjach ukochać Pana Boga
więcej i być zdobią do znoszenia tych małych codziennych krzyżyków (...)
Chciałabym odtąd z poddaniem znosić te wszystkie krzyżyki, które Bóg na
nas zsyła".
(Dz. i rozw. s.254)
Zrozumienie sensu cierpienia Anna widziała tylko w Chrystusie.
"Krzyż sam nie jest pięknością, ale sprawia to Pan Jezus
ukrzyżowany. Umęczonego Jezusa należy szukać w naszym własnym krzyżu i
cierpieniu. Cierpienie może być przyjacielem, ale może być wrogiem i trucizną,
zależnie od tego, jak my się ustosunkujemy".
(Dz. i rozw. s.259)
Dla niej cierpienie było przyjacielem. Łączyło ją jak najściślej
z Chrystusem. W naśladowaniu Go w cierpieniu była również bliska Matce Nąjśw.,
Która do końca wiernie trwała przy swoim Synu.
Krzyż Chrystusa prowadzi do zwycięstwa. W duchu wiary przeżywała
Anna głęboko Misterium Paschalne, szczególnie święte Triduum. Każdego
roku, z pełnym zaangażowaniem brata udział w Liturgii Wielkiego Tygodnia.
Nocne adoracje Jezusa Ukrzyżowanego wypełniały jej czas i serce. W
modlitewnych rozważaniach zgłębiała wielkie tajemnice wiary; dziękowała
Chrystusowi za zbawienie świata i prosiła Go, by przez swoją Mękę i śmierć
na Krzyżu pociągnął wszystkich do Siebie, by Jego Krew nie była przelana
daremnie.
A potem, na miarę przeżyć wydarzeń z Kalwarii, była jej radość
ze Zmartwychwstania Pańskiego. Przede wszystkim była to radość wypływająca
z głębi duszy, która potem promieniowała na zewnątrz.
Fakt Zmartwychwstania Chrystusa rozumiała Anna w najgłębszym
tego słowa znaczeniu: jako zwycięstwo i dopełnienie dzieła odkupienia świata,
ale także jako zaproszenie człowieka do współudziału w tym dziele poprzez
życie Eucharystią i Ewangelią.
Ten udział był dla niej osobistym zobowiązaniem. Bo nie
wystarczy - jak mówiła - śpiewać radosne Alleluja, lecz trzeba na co dzień
żyć Zmartwychwstałym Chrystusem i nieustannie zmartwychpowstawać ze swoich błędów,
grzechów i żyć miłością względem bliźnich, przede wszystkim prosząc dla
nich o światło wiary. Trwając na nocnym czuwaniu, w tym usposobieniu, mówiła:
"Trzeba nam przeżyć radość i chwałę tego dnia nie
tylko w tryumfalnej procesji rezurekcyjnej, ale tak, jak uczniowie idący do
Emaus w gospodzie przy łamaniu chleba - a my przy wspólnym Eucharystycznym
Stole".
"Prośmy Zmartwychwstałego - zostań z nami przez
Eucharystię i daj nam laskę głodu Najświętszego Chleba, nie tylko nam modlącym
się tej nocy, ale i tym braciom naszym, którzy o to jeszcze nie proszą - całej
naszej parafii i jeszcze szerzej - diecezji - Ojczyźnie".
(Dz. i rozw. s.309, 285)
W zrozumieniu Bożych Tajemnic pomaga człowiekowi wiara, która
winna być żywa i głęboka. Bez niej trudno byłoby pojąć i przyjąć dramat
Wielkiego Piątku czy potem cieszyć się z cudu Zmartwychwstania Pana, będącego
nadzieją naszego zmartwychwstania.
Anna również uważała, że najwięcej radości daje fakt
Zmartwychwstania Pana Jezusa. Dlatego mówiła:
"Niech w ten dzień wstąpi radość w nasze serca ze
Zmartwychwstania Boga i radość z powodu nadziei naszego kiedyś w Panu
Zmartwychwstania".
(Dz. i rozw. s.328)
Matka Najświętsza wraz ze swoim Synem cierpiała i razem z Nim
radowała się ze zwycięstwa. Anna na tę prawdę także zwracała uwagę,
mówiąc:
"Jest to również dzień wesela dla Chrystusowej Matki.
< Ciesz się Królowo Anielska, wesel się Pani Niebieska >... Prośmy
Maryję, by przez Jej wstawiennictwo Chrystus i nam otworzył bramy niebios...
Otrzyjmy Jej łzy boleści przez szczerą obietnicę poprawy życia, bo grzechy
nasze były Jej bólu przyczyną".
(Dz. i rozw. s.328)
Prawda o Zmartwychwstaniu Chrystusa rodzi w sercach ludzi wielką
nadzieję, iż wszystkie cierpienia, trudy ich ziemskiego życia nie pójdą na
mamę, lecz w Zmartwychwstałym Chrystusie odnajdą swoje znaczenie i nagrodę.
Dlatego Anna mówiła, że jest to powód do wielkiej radości.
Chrześcijaństwo jest religią radości, a Jezus przyniósł na ziemię Radosną
Nowinę, zamykającą w sobie dzieło odkupienia i Zmartwychwstania. O tej
prawdzie przypominała też innym, mówiąc:
"Alleluja! Jezus żyje! Nie ma samotności ani rozpaczy!
Jest wielka nadzieja! Dla każdego. Dla mnie także w moim smutku, w mojej
bezradności, w moim niepokoju. Większy jest Bóg niż serce człowieka…".
(Dz. i rozw. s.369)
Nadprzyrodzona cnota wiary dawała Annie głębokie spojrzenie na
istotę życia religijnego. A istotą jest doskonalenie siebie według wzoru
Chrystusa. Anna uważała, że nie podobna żyć według Ewangelii i naśladować
Chrystusa bez pomocy Boga. I tę pomoc wypraszała poprzez modlitwę, zwłaszcza
do Ducha Świętego.
Stało się u niej już zwyczajem, iż niczego nie zaczynała bez
uprzedniego zwrócenia się o światło do Ducha Świętego. Była to nieraz mała
chwilka, krótkie westchnienie, a już wystarczyło, by mogła po tym zająć
jakieś stanowisko, podjąć decyzję czy rozpocząć pracę.
(Fr. Dziedzic, K. Kubal, E. Kardaszyńska i inni: Wspomnienia)
Dary Ducha Świętego umacniały ją w walce z własnymi wadami, słabościami
natury, w pokonywaniu różnych trudności. O dary modliła się nie tylko dla
siebie, lecz dla całego Kościoła św., rządzących państwami,
odpowiedzialnych za losy świata, Ojczyzny, słowem - dla wszystkich ludzi.
Bowiem od modlitwy zależy wiele, jak pokój i ład moralny, solidarność między
ludźmi i narodami, a także własne szczęście człowieka.
Jeżeli Anna zauważała dużo zaniedbań dobra wokół siebie, to
przypisywała brakowi oddawania się ludzi Duchowi Świętemu, Który oświeca i
uświęca człowieka, dając mu równocześnie moc do walki ze ziem.
Uświadamiając sobie wielka, rolę Ducha Świętego w swoim własnym
życiu, jak i w życiu innych ludzi, Anna postanawiała wzmacniać swoją wiarę
w Trzecią Osobą Boską, wprowadzać Ją w życie osobiste i działanie
apostolskie. Od tego uzależniała powodzenie wszelkich wysiłków czynionych na
rzecz dobra Kościoła, Ojczyzny i wszystkich ludzi. Oto, co na ten temat zapisała
w swoich rozważaniach:
"Zielone Święta. Zesłanie Ducha Świętego na Matkę Bożą
i Apostołów, zebranych w Wieczerniku na pierwszej dziewięciodniowej
nowennie... Przemiana Apostołów z ludzi słabych i ograniczonych w mężnych,
mądrych i pokornych bojowników Bożej sprawy... aż do męczeństwa. Dar
Zielonych Świąt realizuje się dziś. Duch Święty ma bogate Dary dla
dzisiejszego posoborowego Kościoła i dla mnie.Mądrość, Rozum, Męstwo,
Umiejętność, Pobożność, Bojaźń Bożą. Czy wierzę w Ducha Świętego?
Czy z tej wiary wyprowadzam wnioski na życie, pracę, modlitwę? To nie jest mało
ważna sprawa - to ukierunkowanie jest bardzo istotne. Przyczyna anemii, słabości,
miernoty wielu dusz i stylu życia może leży w tym, że zbyt wiele tam siebie,
a zbyt mało Ducha Świętego... W tym roku będę się starać przygotować
<porządną>, gorliwą, uciszoną, pokorną, wytrwałą Nowennę do
uroczystości Zesłania Ducha Świętego".
(Dz. i rozw. s.289)
Trwając w tym oczekiwaniu, gorąco się modliła:
"Oczekują z ufnością darów Ducha Świętego... W dniu
Zielonych Świąt i teraz... Z powiewem wichru, w płomieniach ognia przyszedłeś
kiedyś na Ziemię, ciągle żyjesz i ciągle towarzyszysz w ogromnej świata świątyni.
Ziemia tonie w nadmiarze radości, bo jesteś wśród nas. Ty prowadzisz do pełni
Mądrości - Miłości nadajesz kształt...".
(Dz. i rozw. s.347)
Modlitwy indywidualne Anny czy wspólnotowe były kierowane do Boga
w Trójcy Jedynego. Sprawy Kościoła Powszechnego, papieża, biskupów, kapłanów
- oddawała Duchowi Świętemu z prośbą, by kierował nimi. W jej rozważaniach
modlitewnych jest wiele odniesień do wiary w moc Ducha Świętego. Czyniła tak
w głębokim przekonaniu i z potrzeby serca.
Sobór Watykański n, w swoich dokumentach wiele miejsca poświęca świętości
ludzi świeckich, ich dążeniu do doskonałości, przez spełnianie obowiązków
w świecie. A świętość ta - jak mówi Sobór - rozmaicie się wyraża u
poszczególnych ludzi,
"którzy we właściwym sobie stanie dążą do doskonałości miłości, będąc
zbudowaniem dla innych; w pewien właściwy sposób wyraża się ona w
praktykowaniu rad ewangelicznych, dzięki pobudzeniu Ducha Świętego,
podejmowane przez licznych chrześcijan, bądź prywatnie, bądź zatwierdzonych
przez Kościół warunkach czy stanie, daje w świecie i dawać powinno
wspaniale świadectwo i przykład tej właśnie świętości" (KK 39).
Świętość - to doskonała miłość. Jak już wiadomo, jedynym pragnieniem
Anny było żyć miłością i te miłość realizować w codziennym życiu. Do
raz postawionego celu będzie dążyć konsekwentnie. Powie stanowczo:
"Miłość wychowuje się miłością... Trzeba sobie raz powiedzieć:
kocham Cię Boże i czynić".
(Dz. i rozw. s.259)
A zatem, Anna bardzo pragnęła świętości. Dawała temu niejednokrotnie wyraz
w swoich wypowiedziach, a nade wszystko wyrażała to w swoim postępowaniu. Mówią
też o tym świadkowie jej życia. Wierne naśladowanie Chrystusa było doskonałą
oznaką świętości. Miłość przynaglała ją do szukania coraz lepszych,
skuteczniejszych środków świętości. Już jej nie wystarczyło żyć według
przykazań Bożych, ona jeszcze pragnęła postępować według rad
ewangelicznych; czystości, ubóstwa i posłuszeństwa.
Rady te, choć zasadniczo stanowią istotę życia zakonnego, to można je
odnosić także do wszystkich wyznawców Chrystusa. Różnica jest w tym, że
praktyka rad ewangelicznych podejmowana przez ludzi świeckich, me ma
instytucjonalnego i widzialnego charakteru, jak to jest w zakonie. Czystość,
ubóstwo i posłuszeństwo w życiu zakonnym wypływa ze ślubów, zaś w życiu
człowieka świeckiego wyraża się w nieformalnym sposobie praktyki owych rad.
Anna uznała, że tylko Chrystus jest godzien zrzeczenia się miłości własnej,
przywiązania do wszelkich dóbr i swojej woli. I tylko Jemu należy przyporządkować
wszystko. Zgodnie z tym postępowała; czyli żyła radami ewangelicznymi.
By troszczyć się o sprawy umiłowanego Boga, trzeba mieć serce czyste, wolne.
Tylko dziewictwo rodzi troskę o Oblubieńca i dąży do zjednoczenia się z
Nim. Serce czyste ciągle poszukuje swego Oblubieńca. I to poszukiwanie nigdy
nie daje spokoju, bowiem miłości niczym nie zagasi.
Czystość ma o tyle sens, o ile równa się miłości. Stąd dusze czyste i
kochające wyrzekają się wszystkiego, co stoi na przeszkodzie w zjednoczeniu z
Bogiem.
Anna postanowiła żyć w czystości serca "dla królestwa Bożego".
Żyła w samotności, ale rozumianej w sensie samotności wewnętrznej, by żyć
"sam na sam" z Bogiem, by w pełni angażować się w służbę
potrzebującym. Przez osobistą świętość, to jest przez życie Ewangelią -
odrywała się od stworzeń, a serce kierowała ku Bogu. Ludzi kochała w Bogu.
Do tak rozumianej czystości serca, dojrzewała powoli, stopniowo. W okresie młodości
- podobnie jak jej rówieśnicy - brała udział w godziwych rozrywkach, w
spotkaniach towarzyskich, które dawały jej wiele radości, ale nie na długo.
Zaraz ją to nużyło. Kontrolowała siebie i pytała, czy dobrze postępuje?
Na przykład, przebywając w Hajnówce podczas wakacji, notuje takie przeżycia:
"Byłyśmy autem w Hajnówce. Potem Ciocia z P. Marysią poszły do
fryzjera i do Państwa Porowskich. Szalenie miły dom. Przemek, Janusz, Sławek
i Lutek i p. Orsog świetnie tańczą. Jutro mają przyjechać na dancing (...)
Jednym słowem zaczynam być "światową damą" - dobrze, że już
jutro jadę, bo inaczej Pani Jazłowiecka (Matka Najśw. z kaplicy Sióstr
Niepokalanek przy gimnazjum) nie poznałaby mnie".
(Dz. II, 19 VIII 1939)
Po powrocie do domu, snuje refleksje:
"Już jestem znowu w domu. Minęło to wszystko jak sen jaki dobry i ta ostatnia niedziela dancingowa...
Miałam świetny humor. Nie wiem, który z Porowskich milszy, ale Sławek bardzo mi się podoba. Chciałabym
mieć takiego męża".
(Dz. II, 22 VIII 1939)
Wybuch drugiej wojny światowej ustawił ludzi w innej sytuacji; trudnej i
niebezpiecznej. Anna również lękała się o swoje życie i najbliższych. Całą
swoją energię przerzuciła wtedy na ratowanie zagrożonych ludzi. Jako
harcerka angażowała się w różne działania, jak: niesienie pomocy jeńcom
wojennym, w akcję "kromka chleba" na rzecz biednych dzieci, opiekę
nad samotnymi, chorymi, opuszczonymi.
Jej działalność zewnętrzna szła w parze z pracą wewnętrzną. Pod
kierunkiem stałego spowiednika, ściśle kontrolowała swoje postępowanie;
nieustannie pracowała nad wykorzenieniem wad i nad zdobywaniem cnót. W
dzienniczku zapisała:
"Mój dzień: 7-a wstawanie - potem Msza św. i Komunia św. Powrót i zajęcia
domowe: mleko, cerowanie, kwiaty itp., nakrywanie do obiadu, czytanie duchowne,
różaniec, kartki do brata Jasia itp. (...) Teraz oceniamy to, co straciliśmy pod każdym względem. Jaka nasza i moja
przyszłość - aby razem z Bogiem".
(Dz. i rozw. s.105)
Dalej wspomina o bardzo ważnej swojej spowiedzi, która w dużym stopniu zaważyła
na jej dalszym życiu. Oto, co na ten temat notuje w dzienniczku:
"Byłam u ks.Szpetnara do Spowiedzi św. z całego życia. W imieniu Pana Jezusa kazał mi przestać grzebać
w przeszłości. Powiedział, że przede mną wielkie posłannictwo, że coś muszą zdziałać dla Narodu, coś po sobie zostawić
w słowie i piśmie. Teraz dla mnie czas hartowania, oświecenia i modlitwy, potem kiedyś przyjdzie czas działania do którego muszę
się przygotować. "Ad maiora nata sum". Wskazał mi książkę: de Cus "Dobrze
zrozumieć życie" i Platera… Muszę je skądś dostać. Kazał mi ufać w miłosierdzie Boże i modlić się za innych,
wynagradzać za Polskę i grzeszników. Jeśli chodzi o pracę nad sobą, to przed południem postanowiłam pracować
nad cierpliwością i czystością. Często przystępować do Komunii św., bo
tylko wtedy mogę być lepszą. Tak trudno walczyć, a jednak muszę z Jezusem Królem Boleści, bo tylko tak
dojdę do Niego. Dziękuję Ci Boże za wszystkie laski i za krew przelaną za mnie - daj abyśmy jej nie zmarnowali. Dopomóż mi, abym wypełniała wszystkie
zamiary Twe wobec mnie. Chcę być lepszą - chcę apostołować i zapomnieć o sobie. Muszę pracować
nad umysłem i duszą - wskaż mi. Panie Jezu drogę i przygotuj na służbę
Tobie!"
(Dz. i rozw. s.106)
Wynikiem systematycznej, usilnej pracy nad sobą było dojrzałe spojrzenie Anny
na przyszłe swoje życie. Przez wiele lat będzie walczyć, szukać właściwej
drogi i miejsca w świecie. Jedynie stałym było pragnienie ustawienia tak życia,
by było ono całkowicie oddane Bogu. Jeszcze długo nie wiedziała, jak to
zrobić; co wybrać, dokąd iść, gdzie szukać najlepszego rozwiązania.
Dlatego w gorących modlitwach prosiła Ducha Świętego o światło i mądrość.
"Mój Boże, tak bym chciała Ci służyć i iść za Tobą już zawsze i
dla Ciebie walczyć, szerzyć miłość Ku Tobie. Pomóż mi!".
(Dz. i rozw. s.110)
W końcu zrodziła się jej myśl złożenia ślubu dozgonnej czystości. W
dzienniczku zanotowała:
"Dziś przyszło mi na myśl, żeby złożyć ślub dozgonnej czystości. Jeszcze się muszę nad tym dobrze zastanowić i poradzić na spowiedzi, bo
wprawdzie żadna ofiara dla Boga nie jest za wielka, lecz z drugiej strony nie wiem, jakie mogą przyjść okoliczności, a słabość
moja wielka".
(Dz. i rozw. s.110)
Jednakże tych ważnych decyzji nie podejmowała sama; poddawała je pod osąd
spowiednika. Była roztropna. Z jednej strony w swojej miłości Boga była gorąca,
z drugiej znała słabości swojej natury, dlatego nie była pewna, czy podoła
tym zobowiązaniom. Stąd, staczała ze sobą walkę wewnętrzną, która
kosztowała ją wiele ofiar. Wówczas podchwytywała każdą myśl, zdania
zaczerpnięte z książek, czy zasłyszane słowa na temat czystej miłości i
od razu odnosiła Je do siebie, stając w ich konfrontacji. Tak na przykład:
"Czytałam teraz książkę "Ofensywa katolicka" i ks.Szpetnara o
św. Tereni. Pani Wita napisała mi, że kryształ sam jest piękny, ale o ile piękniejszy w
blasku słońca. Ja wydaję się sobie strasznie mdlą. Bóg lubi albo chłodnych,
albo gorących, a ja jestem letnia. To się musi zmienić. "Okaż, żeś jest Matką", ale ja muszę okazać, że jestem córką
dobrą. Matko Boża, ratuj mnie nawet wtedy, jak widzisz, że z własnej woli się
zaniedbuję. Jeszcze się nie zdecydowałam z tym ślubem czystości. O mój Duchu Święty,
spraw niech ten kapłan, którego się spytam, udzieli mi rady po Twej myśli i
daj mi silę do jej zachowania".
(Dz. i rozw. s.111)
W końcu, powiedziała;
"Dziś przyszło mi na myśl, że niech Pan Bóg rządzi moją przyszłością jak uważa,
ja tylko powinnam się sprawdzać, czy wszystko robię na chwalę Jego. Prowadź Panie Jezu!".
(Dz. i rozw. s.112)
W tym stwierdzeniu zawarta jest zasadnicza sprawa, o którą jej właściwie
chodziło: oddać się do dyspozycji Bogu, zdać się na Jego wolę i żyć dla
chwały Boga, a dla siebie pozostawić "sprawdzanie", czy tak czyni. W
tym także mieścił się problem jej przyszłości, którego rozwiązanie
pozostawiła również Panu Bogu. Uznała, że nade wszystko niech się spełnia
wola Boża:
"Tak bym chciała spełnić wolę Bożą. Np. bardzo chcę wyjść za mąż,
ale jeżeli tego Pan Jezus nie chce dla mnie - to bardzo proszę, żeby mną tak pokierował,
żebym tylko to robiła, co On chce".
(Dz. n 25 VIII 1940)
Problem obrania drogi życia u Anny odżywał często, zwłaszcza wtedy, gdy np.
któraś z koleżanek wychodziła za mąż lub kolega się żenił. Wówczas,
mimo woli, myślała o swojej przyszłości. W dzienniczku pisze:
"Wczoraj byt ślub naszej Irenki z "Boluniem". Naturalnie byliśmy
na nim. Niech Im Bóg błogosławi. Nie modliłam się, żeby Ich wszystkie cierpienia
omijały, bo to niemożliwe, ale aby je umieli znosić z poddaniem się Woli Bożej.
Potem byłam na przyjęciu. Mój Boże - dziękuję Ci, że nie odczuwam żadnej przyjemności w takiej
zabawie. Takie to dalekie i obce dla mnie. Czasem myślałam o tańcu z
"Wesela" przy dźwiękach muzyki chochola... A jednak Pan Jezus też był w Kanie, więc to może ja już, tak "zdziczałam..."
Ciekawam, jakie drogi Pan Bóg dla mnie zakreślił, ale chyba nie małżeństwo.
Zresztą - Wola Boża" .
(Dz. i rozw. s.138)
W końcu godziła się z tym co Bóg dawał, mówiąc;
"Chcę ukochać taką drogę, jaką mi Bóg da".
(Dz. i rozw. s.144)
Okres okupacji, trudne warunki materialne, nędza w jakiej żyli ludzie wokół
- absorbowały Annę bardziej niż własne plany życiowe. I tym ludzkim sprawom
poświęcała swój czas; pomagała wszystkim znajdującym się w potrzebach
materialnych czy moralnych.
Problem zamążpójścia odezwał się mocniej u Anny dopiero, wtedy, gdy była
na studiach. Dla swego pogodnego usposobienia, żywego temperamentu,
predyspozycji kierowniczych, aktywności, a przy tym miłej powierzchowności i
łatwości kontaktu z innymi - zyskiwała sobie wiele sympatii wśród studentów
i wzbudzała ich zainteresowania.. Pewnego razu zrodził się między nią a
jednym z chłopców plan założenia w przyszłości rodziny. Była to miłość
obopólna.
Jednakże trwała ona krótko, bowiem ów chłopiec - z niewiadomych mu przyczyn
- "zerwał" tę miłość. Nie umiał wtedy wytłumaczyć, dlaczego
tak postąpił. Dziś twierdzi, że jakaś niewidzialna siła to sprawiła, iż
tak uczynił. Dla Anny ten krok był jeszcze bardziej niezrozumiały. Dlatego z
tego powodu bardzo cierpiała, aż w końcu ten ból przelała na papier w
formie artykułu. Jego treść odzwierciedla jej duchowy stan; ogrom cierpień,
walkę, a potem znalezienie ratunku. Oto tekst w całości:
NIE ZAPOMINAJMY
Przezywam jedną z tych mrocznych, niedobrych chwil nie mogąc pogodzić się z
myślą o zdruzgotaniu mych planów życiowych. Przecież intencje moje byty tak
szlachetne, tak zdawałoby się wolne od egoizmu, a dobro bliźniego wysuwające
na plan pierwszy. Ileż my dobrego zrobimy idąc razem przez życie. A to stało
się inaczej. Pan Bóg pokrzyżował me plany. Dlaczego?...
Dlaczego nie wysłuchał mych próśb, nie przyjął mych obietnic? I fala buntu
wzbiera w mej duszy. Dlaczego?... Dlaczego?... Gorączkowo powtarzam słowa
modlitwy Pańskiej: "Bądź wola Twoja..." - usiłuję uzmysłowić
sobie całą ich głębię. To znowu mysią powracam do tej cudownej sceny,
kiedy to Ta, którą "za Matkę swą obrałam", z tą niezrównaną
pokorą wyrzekła "Oto ja służebnica Pańska".
Lecz daremnie rozum usiłuje zawładnąć rozproszonymi, potarganymi myślami,
zapanować nad burzą uczuć szarpiących duszę. "Bądź wola Twoja!'
Powtarzają usta, a każdy zda się nerw wzdryga się i buntuje przeciw
rzeczywistości.
Ktoś bardzo bliski powiedział mi kiedyś: trzeba głęboko wierzyć, że to,
co nam Opatrzność zsyła, to na pewno jest dla naszej duszy najlepsze. Tak,
lecz jak zdobyć tę głęboką wiarę? Jest mi źle, bardzo źle. Porozkładane
książki daremnie przypominają zbliżający się termin egzaminu. Nie rozumiem
przeczytanych słów, bo myśli me zajęte czym innym. One usiłują zgłębić
przyczyny sprowadzające klęskę.
Wybiegam więc do miasta między ludzi, rozmawiam na pozór zupełnie spokojnie
z odwiedzającymi mnie koleżankami, lecz wystarczy jedna maleńka chwila
samotności, by moje niedobre myśli wróciły z powrotem z siłą jakby zdwojoną.
Lecz oto pomoc nadchodzi!
Piszę coś, mam sprawdzić jak brzmi jeden z wersetów Ewangelii. Mam sięgnąć
na półkę, lecz zniechęcona ociągam się. Po prostu opuszczę te słowa, nie
sprawdzę. Po chwili jednak przezwyciężam me lenistwo. Wolno bez zapału
otwieram Nowy Testament. Ba, ale gdzie szukać potrzebnego mi wersetu... Św.
Mateusz?... Św. Marek?... A może dać spokój. Szkoda czasu na szukanie. Ejże,
czy rzeczywiście?
Ospale przerzucam kartkę za kartką... "Nie troszczcie się wtedy mówiąc:
Cóż będziemy jeść?... Przemawia do mnie Chrystus z kart Ewangelii. "-4
kto nie bierze krzyża swego i nie idzie za Mną...". "A każdy, który
opuścił domy, albo braci... dla imienia Mego, stokroć więcej weźmie"...
"Bo cóż pomoże człowiekowi, choćby wszystek świat pozyskał"...
"Bo z wnętrzności serca ludzkiego pochodzą złe myśli... złości....
pycha...".
Przerzucam kartki coraz wolniej, a w duszy mej ustępuje niepokój. Cisza i
jasność Ją przepełnia... "Błogosławieni jesteście, którzy teraz płaczecie...".
Tak, teraz dopiero rozumiem - dlaczego?
Ale... teraz właśnie obeschły mi łzy. -jest mi znowu dobrze, radość
opanowuje mą duszę, zaczyna się formalnie przelewać. Tak, teraz trzeba się
śpieszyć między ludzi, by tej radości i im udzielić, by im powiedzieć,
przypomnieć, że kiedy będzie im smutno i źle, winni wziąć do ręki DOBRĄ
NOWINĘ, a z Kart jej spłynie i dla nich spokój, radość i ukojenie.
"Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzyście spracowani i obciążeni, a Ja
wam sprawię odpocznienie". My wszyscy te słowa znamy, tylko tak często o
nich zapominamy!
(A. Jenke. Nie zapominajmy. Biuletyn Sodalicji
Mariańskiej Akademików, Kraków 1948, nr 8)
Po studiach - w 1950 r., Anna stanęła do pracy w szkole w Liceum dla
Wychowawczyń Przedszkoli w Jarosławiu, ucząc tam języka polskiego. Był to
bardzo trudny okres - szczyt stalinizmu. Już od pierwszych dni swojej pracy,
Anna napotykała na wielkie trudności, bowiem jej niepodważalne zasady moralne
nie podobały się komunistycznym władzom oświatowym. Ostrze represji
skierowane było na nią, zarówno od miejscowej dyrekcji, Jak i od
ateistycznych władz na wyższym szczeblu, które obawiały się dużego jej wpływu
na uczennice - przyszłe wychowawczynie młodego pokolenia. Byty to obawy dla władz
bardzo wielkie. W końcu po czterech latach - usunięto ją z pracy w
szkolnictwie.
Do tych smutnych przeżyć, dołączył się. jeszcze wciąż nierozwiązany
problem dotyczący jej przyszłości. Mijały lata, rodzice stawali się coraz
bardziej niedomagający i potrzebowali już całkowitej opieki. Tę opiekę mogła
im zapewnić jedynie córka, bowiem syn, który po wojnie wyjechał do Ameryki -
nie wracał do Polski. Kochający swą córkę rodzice chcieli jednak widzieć ją
już z ustabilizowaną przyszłością, czyli w małżeństwie.
Anna miała wtedy chłopca starającego się o jej rękę. Jednakże postawił
on warunek, iż po wyjściu za mąż będzie musiała wyjechać z nim na Śląsk,
a więc daleko od rodziców. Ona stanęła teraz przed dylematem: co robić? Była
to dla niej znowu bardzo wielka próba. Trudności w pracy; ciągłe utarczki z
ateistycznymi władzami oraz osobiste rozterki - przeradzały się nieraz w
okrutne męki duchowe. U nikogo z ludzi nie szukała pomocy. Na te tematy nie
chciała też za wiele rozmawiać z rodzicami, by ich nie zasmucać, ani z nikim
innym. O jej osobistych przeżyciach z tego okresu można dowiedzieć się
Jedynie z krótkich notatek. Oto one:
"(...) Jestem rozbita ...Boże! Pomóż mi to pisać <Tobie i sobie> -
bo ja jak zwykle czuję na zeszycie ludzki "reflektor" i piszę "krygując się" i "mizdrząc".
Nie chcę tak! (...) To ja jestem ten łachman, o którym mówiła Krysia przy obiedzie.
Leżę na obie łopatki (bo więcej ich nie mam). Ale Bóg lubi właśnie pomagać w takiej sytuacji".
(Dz. i rozw. s.229)
W końcu zadecydowała, że pozostanie w wolnym stanie, chociaż to ją wiele
kosztowało, o czym pisze w dzienniczku:
"Najtrudniej jest przejść po własnym sercu - ale trzeba, więc można...
Ach! Boże! Leczyłeś różne choroby. Jesteś wszechmocny - ulecz i moją i mnie".
(Dz. i rozw. s.233)
Tak więc po wielu przeżyciach, stwierdziła Anna, iż życie w wolnym stanie
pozwoli jej na pełniejsze oddanie się Bogu i ludziom. Pogodzona z wolą Bożą
swoje siły, zdrowie i czas poświęciła innym. W tym oddaniu trwała do końca.
W zamian, otrzymała wielką wewnętrzną radość, zadowolenie, iż jest na
swoim miejscu i spełnia posłannictwo wyznaczone jej przez Boga. Po jakimś
czasie mogła powiedzieć:
"Moja samotność" - wzięłam w cudzysłów, bo nie czuję się
samotna. Wcale samotność mi nie uwiera. Po prostu nie mam czasu na smętne myśli
i nastroje typowe dla samotników, do których statystycznie należę. Idę
sobie ta "trzecią drogą" i nigdy nie czuję się sama, bo Bóg,
praca, młodzież, ludzie, parafie".
(Dz. i rozw. s.244)
Właściwie, to było wszystko, co mogła powiedzieć na temat swojej
"trzeciej drogi". W tym streszczało się całe jej życie. Na
pierwszym miejscu postawiła Pana Boga, Któremu przyporządkowała wszystko
inne, a więc całą swoją działalność, a także życie duchowe, które było
źródłem jej aktywnego apostolstwa.
Dopiero z perspektywy czasu widziała, że we wszystkim działał Bóg. Nie założyła
własnej rodziny - nawet wbrew sobie -po to, by móc być matką w znaczeniu
duchowym dla setek dzieci i młodzieży, często nie mających oparcia w swoich
rodzinach, odrzuconych przez społeczeństwo, zagubionych. Z trudem "przeszła
po własnym sercu" - w czym była bardzo ludzka, zwyczajna - lecz
nadzwyczajna w swej gotowości na pełnienie tylko woli Bożej. A wolą Bożą
było - jak się potem okazało - zachowanie czystości serca i oddanie go tylko
Boskiemu Oblubieńcowi.
Za to bezgraniczne oddanie się Chrystusowi w czystości - Bóg nagradzał ją
licznymi łaskami: jak zjednywaniem sobie całych rzesz młodych serc, które -
jak mówiła - "trzeba podać wyżej - i dalej... - ku Bogu, ku przyszłości
dobrej i coraz lepszej.
I podawała Je, ucząc miłości Boga, drugiego człowieka, Ojczyzny. W swoim
zapale apostolskim nie znała granic. Nie ograniczała ją własna rodzina;
troski o męża, dzieci. Jej wolne serce - całkowicie oddane Chrystusowi - było
stale otwarte dla wszystkich ludzi spragnionych miłości. Na niej sprawdziły
się słowa Chrystusa z Kazania na Górze:
"Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga będą oglądać".
To widzenie Boga w drugim człowieku, Anna zda się przeżywała już tu na
ziemi. Wynikało to z jej zachowania, postępowania, bowiem tak służyła
innym, jakby samemu Chrystusowi, co zresztą wyraziła w następujących słowach:
"Widziałam brata swego w potrzebie, widziałam samego Chrystusa".
(Dz. i rozw. s.280)
W tym leży istota życia radami ewangelicznymi. W tym też należy upatrywać u
Anny wierne naśladowanie Chrystusa w Jego czystości dla większej miłości
Boga i ludzi.
Jeżeli Anna pragnęła naśladować Chrystusa w Jego ziemskim życiu, to w
prostej konsekwencji pragnęła żyć wszystkimi radami ewangelicznymi. Z czystości
serca wypływała czysta miłość, która z kolei nakazywała jej upodobniać
się do Boskiego Oblubieńca także w Jego ubóstwie.
I znowu, ubóstwo to należy rozumieć nie w sensie złożonego zobowiązania
przez ślub, lecz w sensie osobistego pragnienia wewnętrznego i faktycznego naśladowaniu
ubogiego Chrystusa.
Ubóstwo Chrystusa przemawiało do niej z wielką mocą, począwszy już od Żłóbka
Betlejemskiego aż po Kalwarię. Zgłębiając Jezusowe tajemnice życia, próbowała
Anna konkretnie naśladować Go we własnym życiu, a więc: w ubóstwie swego
mieszkania, wyżywienia, ubrania. Z tym wiązały się umartwienia, dobrowolne
wyrzeczenia dozwolonych przyjemności, dzielenie się z innymi dobrami
materialnymi. Przede wszystkim chodziło tu o ubóstwo w znaczeniu duchowym, z
którego wypływało pragnienie, by żyć ubogo i skromnie także na zewnątrz.
Mieszkanie Anny, a w nim proste i najkonieczniejsze sprzęty dla odwiedzających
Ją mówiły same za siebie. Także jej wygląd zewnętrzny świadczył o ubóstwie.
Ubierała się elegancko i gustownie, lecz zawsze bardzo skromnie.
Stać ją było na wyższy standard życia, bowiem pracowała zarobkowo, także
brat przebywający w Ameryce czasem zasilał jej budżet lub przyjaciele, lecz
ona nie uważała za stosowne, by mieć wszystko i najlepsze. Trzymała się
zasady, by mieć tylko to, co konieczne do życia. Co było nadto - przekazywała
innym. Nawet część swojej pensji systematycznie przeznaczała dla ubogich i
potrzebujących pomocy- Byli to: młodzież, znajomi lub całkiem obcy ludzie
czy chorzy, którym dawała pieniądze na chleb, leki i konieczne rzeczy.
Pieniądze przeznaczała również na różne dzieła apostolskie, jak: na
misje, dobre religijne książki, które wypożyczała dla poratowania czy
umocnienia czyjejś wiary w Boga. Gdy rozpoczął się ruch oazowy "Światło-Życie",
Anna wysyłała młodzież na rekolekcje wakacyjne, opłacając biedniejszym
utrzymanie. Często ta młodzież o tym nie wiedziała, a jeśli się już
dowiedziała, to nie od swojej profesorki, lecz np. od księdza prowadzącego
oazę. Jej pomoc była dyskretna. Uważała, by kogoś tym nie upokorzyć.
(E. Kardaszyńska: Wspomnienia)
Znajomy kapłan wspomina o wysłaniu pewnej kwoty pieniędzy dla poratowania jej
zdrowia. Po jakimś czasie przyznała się księdzu, że te pieniądze ofiarowała
chorej, która była biedna, a musiała wyjechać na leczenie. I przy tym wytłumaczyła
się, że dając te pieniądze miała wiele radości, a przez to polepszyło się
jej zdrowie, czyli, że intencje ofiarodawcy zostały spełnione.
(ks. K. Helon. Wspomnienia)
Pewna siostra zakonna wspomina, jak Anna prosiła, by jej załatwić miejsce w
jakimś domu zakonnym na krótki wypoczynek. Siostra tę sprawę załatwiła.
Potem pojechała z Anną do tego domu. Tymczasem, miejscowe siostry przygotowały
jej mały, prawie nieumeblowany pokoik. Owa siostra była tym niemile
zaskoczona, natomiast Anna powiedziała: jak mi tutaj będzie dobrze, jaki
wspaniały pokoik". I pozostała w tych prostych, ubogich warunkach przez
zamierzony czas.
(s. Cherubina S. Wspomnienia)
Najbliżsi z rodziny i znajomi podkreślają ubóstwo Anny, które przejawiało
się w sposobie życia, ubieraniu, pożywieniu. Mówią, że choć w swoim
dzieciństwie była rozpieszczana; rodzice obdarowywali ją licznymi prezentami
z różnych okazji, jak np. imienin, "Mikołaja",
"Gwiazdki", zakończenie roku szkolnego - to jednak nie wpłynęło
ujemnie na jej późniejszą postawę. Miała powody, a także możliwości
materialne do życia dostatniego, lecz wybrała życie w ubóstwie.
Bo tylko takie właśnie życie pozwalało jej widzieć potrzeby innych, bowiem
człowiek ubogi jest solidarny, wrażliwy, poszukujący kogoś, komu mógłby
pomóc, wychodzący naprzeciw. Taką była Anna. Ona ciągle miała otwarte
drzwi swego domu dla każdego. Taką była przez całe życie, a nawet w czasie
śmiertelnej choroby. Wtedy również, w miarę sił i możliwości - pomagała
innym; wspierała materialnie i duchowo.
Duch ubóstwa przejawia się także w pracy. Człowiek ubogi szanuje pracę i
dobro wspólne. Nie ma dla niego lepszej, uprzywilejowanej pracy czy gorszej.
Anna miała wielkie uznanie dla ludzkiej pracy. Jako dyrektor szkoły, czy w ogóle
jako nauczyciel - każdego w szkole zauważała. Była serdeczna dla woźnego,
sprzątaczek, kucharek, nie tylko dla nauczycieli czy uczniów. Wszystkim
okazywała wielki szacunek, uznanie, wdzięczność.
Śledząc jej postępowanie można zauważyć, że z upływem lat i w miarę pogłębiania
się jej życia duchowego - malały u niej potrzeby materialne. Aż w końcu,
dla siebie, prawie Już nic nie potrzebowała.
W ostatnich tygodniach przed śmiercią, otoczona czułą opieką swoich
przyjaciółek - wyrażała nieustannie wielką wdzięczność wszystkim, którzy
okazywali jej choćby najmniejszą pomoc. Do końca wdzięczna, skromna i
delikatna - potwierdzała to, czym całe życie żyła. Zdana na wolę Bożą -
zawsze ufnie patrzyła w przyszłość. Jedyną jej troską było upodobnić się
do Chrystusa i żyć na chwałę Boga.
Dlatego dobra materialne, przywiązania do czegokolwiek, co nie prowadziło do
miłości Boga - nie stanowiły dla niej większej wartości. Odrywając serce
od wszystkiego, równocześnie otwierała je dla samego Chrystusa. W tym tkwiła
Jej mądrość życiowa, która płynęła wprost z Ewangelii.
Anna pragnęła naśladować Chrystusa również w Jego posłuszeństwie.
Chrystus, Który przyszedł na ziemię, aby pełnić wolę Ojca (por. J 4,34;
5,30), "przyjąwszy postać sługi" (Flp 2,7) -był dla niej
wystarczającą pobudką i uzasadnieniem, by iść Jego śladami. Ona wciąż
miała przed oczyma Chrystusa cichego i pokornego, posłusznego swojej Matce i
św. Józefowi, poddanego w czasie ziemskiego życia wszystkim zrządzeniom
Opatrzności Bożej, a potem posłusznego nawet swoim katom.
Anna była posłuszna swoim rodzicom. Wypływało to z jej naturalnej miłości
do nich , a także z dobrego wychowania, bowiem rodzice, Jako nauczyciele -
zabiegali o to, by ich dzieci były bez zarzutu pod względem kultury,
zachowania. Ponadto, Anna miała naturalne predyspozycje takie, jak: wielką wrażliwość,
delikatność, wysoki stopień inteligencji, które ułatwiały jej serdeczne
kontakty z rodzicami, także z innymi ludźmi i wyrażały się pełnym
szacunkiem i miłością.
Stąd, posłuszeństwo rodzicom nie nasuwało jej większych problemów, wręcz
pełniła je z miłością. Chciała być dla nich -jak się wyrażała -
pociechą. W modlitwie prosiła:
"Przemienienie Pańskie i Matko Jazłowiecka uczyńcie cud, aby rodzice i z
Janka, i ze mnie mieli pociechę".
(Dz. i rozw. s.93)
Rodzice również kochali swoją córkę, nieraz wydawało się, że aż do
przesady- Przez wiele łat dzieliła z nimi trudy dnia codziennego. W późniejszych
latach, gdy byli już starsi i chorzy, z ogromną troskliwością opiekowała się
nimi, co zauważała najbliższa rodzina, sąsiedzi czy znajomi. Jedna z jej
przyjaciółek mówi:
"Jakaż tkliwa była jej miłość do rodziców. Pamiętam rozmowy z jej
matka i ojcem. Nigdy im najmniejszego bólu czy smutku nie sprawiła. Opieka jej
nad nimi była pełna nieustannego czuwania. Matka nieraz ze Izami w oczach mówiła
do mnie o jej dobroci i czuwaniu".
(H. Woś: Wspomnienia)
Ten prosty, serdeczny dziecięcy stosunek Anny do swoich rodziców utrzymywał
się do końca ich życia. Po śmierci bardzo boleśnie odczuła ich brak.
Dopiero czas powoli goił rany, uśmierzał ból, aż wreszcie doprowadził do
tego stanu, iż stała się znów "promykiem" i "aniołem opiekuńczym",
ale teraz już nie dla swoich rodziców, lecz dla wielu osób, utrzymujących z
nią żywy kontakt. Ból po stracie rodziców zamieniała w miłość dla
wszystkich, z kim los ją zetknął.
Posłuszeństwo rodzicom, w prostej konsekwencji wpływało na postawę Anny
względem innych zwierzchników, np. władz szkolnych, przełożonych Kościoła,
którym okazywała również szacunek i oddanie.
Działanie Boga widziała Anna najwyraźniej w Kościele, w rządach Opatrzności
Bożej, w przykazaniach. Stąd wierność Bogu i Kościołowi było
najwymowniejszym znakiem jej posłuszeństwa w duchu i w prawdzie. Zatem, w tym
kontekście należy widzieć jej osobę.
Swoje posłannictwo, a więc osobistą świętość jak i ewangelizację
dokonywaną zarówno świadectwem życia, jak i słowem -wypełniała Anna w Kościele
i w Jego duchu. Ona czyniła obecnym i aktywnym' Kościół w różnych
miejscach i okolicznościach. Była Jego żywym członkiem.
Czym dla niej byt Kościół wraz z konsekwencjami płynącymi z przynależności
do Niego - najlepiej ilustruje jej własna wypowiedź:
"Sprawy Kościoła będę uważać za moje własne. Wspierać będę Kościół
słowem, życiem, modlitwą, ofiarą, odważnym przyznawaniem się do Niego i
obroną Jego praw. Będę żywym i czynnym członkiem Kościoła przez trwanie w
Łasce, wierność Chrystusowi i posłuszeństwo Ewangelii, którą będę często
czytać i innym opowiadać".
(Dz. i rozw. s.267-268)
W tej wypowiedzi zawarta jest prawda o Kościele czym on jest dla każdego
wyznawcy Chrystusowego i Jakie powinności i obowiązki wypływają z przynależności
do niego. Anna te powinności dokładnie wypełniała, i to w stopniu
maksymalnym.
Uczestniczyła w potrójnej funkcji Chrystusa: kapłańskiej, prorockiej, królewskiej.
Składała duchowe dary i ofiary, głosiła wspaniałe dzieła uświęcania i
zbawiania przez uczestnictwo w kulcie religijnym, w wyznawaniu wiary i w dawaniu
świadectwa Jezusowi Chrystusowi. A w życiu liturgicznym - przez uczestnictwo w
ofierze eucharystycznej i jednoczenie się z Chrystusem w Komunii św.
Wspierała Kościół również ofiarami i cierpieniem. Odważnie przyznawała
się do Niego także w czasach prześladowania. W okresie komunizmu było aż
nadto okazji do wykazania swej odwagi w wyznawaniu wiary, w obronie wciąż
atakowanego Kościoła. W takich okolicznościach zachowała nieugiętą postawę.
Przyznawała się do wiary i Kościoła w miejscu pracy, przed młodzieżą,
nauczycielami czy innymi ludźmi. Bolała bardzo, zwłaszcza gdy dowiedziała się
o jakichś przykrych wydarzeniach w Kościele i gdy ludzie często przyznający
się do Kościoła, krytykowali Go bezlitośnie. Uważała, że taka postawa
jest bardzo krzywdząca i szkodliwa.
Na przykład, głęboko przeżywała atak władz komunistycznych skierowany na
Episkopat Polski za list adresowany do biskupów niemieckich z prośbą o
przebaczenie. Mocno i otwarcie broniła wtedy postawy Biskupów i wszędzie,
gdzie się tylko dało - wyjaśniała słuszność ich decyzji. W szkole również
starała się przedstawić młodzieży prawdę. Jedna z jej uczennic mówi:
"Poprzez rozmowy i przykład starała się ratować autorytet Kościoła w
oczach krytycznie nastawionej młodzieży".
(A. Łątka: Wspomnienia)
Jej kolega z całym przekonaniem stwierdza, że Anna, to "Vir Ecclesiae"
- jest to określenie człowieka, który żyje życiem Kościoła.
(E. Zatora: Wspomnienia)
Pełny udział w życiu liturgicznym Kościoła oraz dawanie świadectwa o
Chrystusie swoim postępowaniem - był to jej udział w kapłańskiej funkcji.
Anna miała także udział w proroczej funkcji Chrystusa, przez głoszenie
Ewangelii tam, gdzie bezpośrednio nie docierał kapłan, a więc w szkole, w
rodzinach, i w ogóle w otoczeniu osób świeckich. Zanosiła Boga tam, gdzie Go
świadomie lub nieświadomie eliminowano z życia. Czuła się odpowiedzialna za
głoszenie Bożej mądrości zawartej w Ewangelii i za pełnienie jej własnym
życiem.
Udział w królewskiej funkcji Chrystusa pełniła Anna przez panowanie nad
swoimi grzechami i słabościami natury, i przez życie miłością. Jest to rys
królewski, przez który człowiek przyczynia się do zaistnienia Królestwa
Chrystusowego w sobie i w innych ludziach. Jest to duchowe władztwo. Poczucie
grzeszności i własnej nędzy towarzyszyło jej przez całe życie. Uporczywie
walczyła z przeszkodami tamującymi jej drogę do miłości Boga i ludzi.
Otwarta na działanie Ducha Świętego, w duchu posłuszeństwa Anna całkowicie
włączała się w życie Kościoła. Żyła w okresie trwania Soboru Watykańskiego
H, realizacji Jego uchwał, stąd zalecenia soborowe uczyniła własnymi. Ona
skupiała się na istocie spraw. Oto, co pisze na temat soborowej odnowy życia
liturgicznego:
"U nas < aggioraamento >. Jak to mocno cieszy. Dziś pierwszy raz odprawiono Mszę św. twarzą do ludzi
i każda Msza św. była objaśniana. Jakie to ważne. Przecież to najważniejsze wydarzenie świata, myśmy tak
przywykli, że jesteśmy ślepi już. Trzeba i kapłanom, i nam nawrócić się na Mszę św.
i wtedy będą cuda w życiu, zupełnie nowe".
(A.J. do K. Helona, list z 4 II 1966)
Za działaniem i apostolstwem szły w parze gorące modlitwy, które sama jak i
we wspólnocie zanosiła za cały Kościół Powszechny, papieża, biskupów,
kapłanów oraz wiernych.
Jej stosunek do Kościoła wyrażał się również poprzez odniesienie się do
własnej parafii, z którą utrzymywała żywą wież. W pamiętniku zanotowała:
"Jednak zaczynam pisanie. Nie o sobie. O parafii, o której kiedyś mówił
ks. Szpetnar (spowiednik), że jest <owczarenką>, że trzeba być blisko
niej, kochać ją, żyć jej życiem. Teraz dopiero zaczynam to rozumieć".
(Dz. i rozw. s.237)
Życzliwość i pomoc kapłanom w ich pracy duszpasterskiej, także modlitwa,
przykładne życie, pomoc innym - to dar Anny dla tej najmniejszej "owczarenki"
- parafii, której czuła się żywym członkiem. Do końca życia troszczyła
się o rozwój, żywotność wspólnoty parafialnej. Pragnęła nieustannie pogłębienia
życia wiarą, większego poznania i ukochania Boga przez wszystkich wiernych-
Cieszyła się bardzo, gdy ludzie w parafiach uczestniczyli w rekolekcjach. Tę
radość wyrażała w rozmowach z przyjaciółmi, znajomymi i pisała o tym w
listach.
"Nasze miasto przeżyło wielką odnowę - rekolekcje dla inteligencji. To było naprawdę opatrznościowe otwarcie drzwi i okien
na świeże powietrze. Napotykam dotąd skutki w duszach. Jakaż to radość".
(A.J. do K. Helona, list z Wielkanocy 1968)
Ta żywa więź z Kościołem opierała się na głębokiej wierze i wewnętrznym
posłuszeństwie, rezultatem czego była jej osobista świętość i bogate
owoce działalności.
W dzienniczku Anny spotykamy takie stwierdzenie;
"Moja droga - to pełnienie woli Bożej w każdej chwili i ofiarowywanie w
skupieniu każdej mojej pracy Bogu".
(Dz. i rozw. s.155)
Jest to oznaka wiernej miłości oraz najskuteczniejszy środek połączenia się
człowieka z Bogiem. Ostatni Sobór mówi również o uświęceniu chrześcijan
przez pełnienie woli Bożej (KK 41). Sam Chrystus, w duchu posłuszeństwa
przyszedł na ziemię pełnić wolę Ojca. Anna, naśladując Chrystusa we
wszystkim - dążyła do doskonałego pełnienia tylko woli Bożej. Mówiła:
"Zasadą winno być przesuwanie punktu ciężkości z siebie na Boga,
uzgadnianie woli naszej z Jego wolą".
(Dz. i rozw. s.42)
Już w młodości, podczas ćwiczeń rekolekcyjnych, zwracała uwagę na ten ważny
problem i postanawiała, że w każdej sytuacji zechce poddać się zrządzeniom
woli Bożej. W tym upatrywała swoje szczęście. W notatkach zapisała:
"Muszę pamiętać o tym w każdej chwili życia, że nade mną jest Bóg,
Dobry Ojciec, ale i Sędzia Sprawiedliwy. Gdy poddam się całkowicie Jego woli,
będę szczęśliwa".
(Dz. i rozw. s.254)
To przekonanie towarzyszyło jej do końca życia i pomagało przetrwać
wszelkie trudności, jak np. wojnę, ciężki okres okupacji, czy późniejsze
lata pracy w reżimie komunistycznym. Owe doświadczenia nie załamywały jej,
lecz zbliżały do Boga. Trwając na modlitwie, w gotowości serca słuchała Bożych
natchnień.
"Panie Jezu, daj mi proszę, żebym spełniała to, czego się po mnie
spodziewasz".
(Dz. II, s.49)
W każdej sytuacji pragnęła pełnić wolę Bożą, choć nie zawsze każdą
sprawę do końca rozumiała. Jako przykład może posłużyć decyzja wyboru
drogi życiowej. Nie wiedziała jaki stan dla niej jest najodpowiedniejszy,
dlatego zupełnie zdała się na wolę Bożą. Podobnie wiele wątpliwości miała
na tle kształcenia się; nie wiedziała jaki kierunek studiów wybrać i czy w
ogóle będzie mogła się uczyć, gdyż wybuchła wojna. Wówczas także zdała
się na wolę Bożą. Dla niej było ważne tylko to, co liczyło się u Boga,
to znaczy przeżywanie każdego dnia w łączności z Bogiem.
"Ostatecznie nie jest to ważne, co przeczytam, napiszę, zrobię, ale jak
przeżywam każde < teraz > i jak spełniam wolę Bożą".
(Dz. m. s.83)
Tak postępując, uczyła też innych zgadzania się we wszystkim z wolą Bożą. Przyjaciółka jej mówi:
"Ona przykładem uczyła wszystkich zrozumienia planów Bożych względem
człowieka i zgadzanie się na nie, jako na wyraz woli Bożej".
(M. Andres: Wspomnienia)
Łatwiej jest pełnić wolę Bożą, gdy wszystko się dobrze układa, gdy człowiek
cieszy się zdrowiem i powodzeniem. Natomiast trudniej jest powiedzieć
"fiat" w czasie wielkich prób i doświadczeń. Przez takie doświadczenia
przechodziła także Anna. Wtedy również ze spokojem poddawała się woli Ojca
Niebieskiego. Na przykład, gdy przyszła śmiertelna choroba, mówiła:
"Teraz widocznie jest taka wola Boża. I trzeba powiedzieć <Tak Ojcze
>".
(M. Andres: Wspomnienia)
Taką postawę musiała sobie wypracować i wymodlić.
"Boże, daj, abym zawsze to pełniła, czego Ty pragniesz i czego się
spodziewasz ode mnie, i daj, abym nigdy przez jakieś zaniedbanie nie zaszkodziła
niczemu i nikomu".
(A. Jenke; Moja lektura, s.27)
Bezwzględne posłuszeństwo Bogu owocowało bogato w życiu Anny, a najobfitszy
swój plon wydało w chwilach cierpienia i śmierci. Był to dowód Jej umiłowania
Chrystusa posłusznego aż do śmierci.
Gdy mówi się o życiu wewnętrznym Anny i podkreśla się jego głębię, to
trzeba powiedzieć, ze osiągnęła to dzięki łasce Bożej, z którą współpracowała.
Bo nie podobna dążyć do świętości bez pomocy Boga, bez środków
przyrodzonych i nadprzyrodzonych.
Łaska płynąca z sakramentów św. i modlitwa - to moce Boże, które wspierają
człowieka, by mógł się doskonalić, zwalczać swoje egoistyczne Ja" i
wszystko, co przeszkadza w drodze do zjednoczenia z Bogiem.
W życiu Anny proces doskonalenia duchowego był bardzo intensywny i z czasem
przybierał na sile, tak, iż u jego kresu osiągnął Już pełnię. To
doskonalenie było świadome, zaplanowane, bowiem już dość wcześnie Anna
powiedziała:
"Chcę być zwyczajna, o ile Bóg tak chce, ale nieprzeciętna - jeśli
taka Jego wola".
(Dz. i rozw. 206)
Trudno powiedzieć, co wtedy miała na myśli, gdy mówiła o tej nadzwyczajności.
Jednakże inne wypowiedzi, zapisane np. w notatkach rekolekcyjnych mogą wyjaśnić
to zagadnienie. Również późniejsze jej życie samo dato odpowiedź, już pełną
i niekwestionowaną, że to życie faktycznie było nadzwyczajne.
O tej niezwykłości mówią również świadkowie, którzy jednoznacznie
stwierdzają, iż o tym zadecydowało całe jej życie trudne i ofiarne, w którym
zwyciężała miłość, dobroć i oddanie się bez zastrzeżeń Bogu i ludziom.
To stanowiło o jej świętości. Oto kilka wypowiedzi na ten temat:
"Anna Jenke była rzeczywiście nieprzeciętną w swojej duchowej dojrzałości,
intelekcie, wytrwałości w dobrym, delikatności i szlachetności, w czynach i
w pokorze, w posłuszeństwie temu, czego żądał od niej Bóg, Kościół,
rodzina i Ojczyzna oraz obowiązki stanu nauczycielskiego. Była oddana
wszystkim potrzebującym jej pomocy i wsparcia. Taką ją pamiętam od czasu poznania, tj. od 1935 r., taką była przez cale życie
i taką pożegnałam w dniu jej odejścia do Boga".
(A. Kaczor: Wspomnienia)
"Umiała wypracować u siebie taką postawę, że można ją zaliczyć do
ludzi niezwykłych. Opanowanie siebie i wykorzystanie wszystkich swoich możliwości,
by budować Dobro - to jej wielkość! Anna to potrafiła i dlatego stała się
niezwykła".
(H. Szczepanik: Wspomnienia)
"Dla mnie Anna Jenke była zawsze i tylko w drodze do nieba. I mogę sądzić
z całą pewnością, że w wyborze każdej rzeczy czyniła to, co lepsze, co
doskonalsze. Od czasu, kiedy Ją poznałem aż do ostatnich chwil życia - szła
tą samą drogą".
(E. Zatora: Wspomnienia)
"Do świętości Anna dążyła stale, wytrwale, konsekwentnie i
zdecydowanie - z pełnym zaufaniem w pomoc Bożą".
(G. Ligęza. Wspomnienia)
"Jestem przekonany, że naprawdę zetknąłem się w życiu z prawdziwą świętą".
(K. Wielgut: Wspomnienia)
Powyższe świadectwa są dowodami istniejące] już za jej życia opinii świętości.
Ludzie dostrzegali u mej to ukochanie Boga ponad wszystko, a w Bogu ludzi.
Widzieli, iż miłość przenikała każdy jej czyn, gest, i wyraźnie
promieniowała na otoczenie. Ona jedynie w miłości upatrywała sens l cel
swego życia. Tym należy tłumaczyć wszystkie jej zabiegi czynione przez całe
życie, by je uczynić świętym i innym pomóc również osiągnąć świętość.
Bez przyjęcia prawdy - iż wielkość człowieka miłością się mierzy -
trudno byłoby uznać życie tej zwykłej nauczycielki, jako fenomen, jako
nadzwyczajne.
Tu znajduje się klucz do rozwiązywania problemów dotyczących każdego świętego.
Tylko w aspekcie miłości bada się każdy czyn, intencje działania, czyli
pobudkę wszelkie] działalności. Bada się, czy celem była doskonała miłość
Boga przejawiająca się w miłości bliźniego.
Materiały źródłowe oraz zeznania świadków potwierdzają, iż Anna rzeczywiście
była nieprzeciętną osobą w miłości Boga i ludzi. Za tym kryta się jej
wielka praca nad sobą. Chociaż sprawcą świętości jest sam Bóg, to jednak
współpraca człowieka z łaską Bożą jest konieczna, by mógł on z
zaufaniem dziecka pozwolić Bogu działać, a przez to osiągnąć doskonałość.
Prawdę tę dobrze rozumiała Anna, dlatego mówiła:
"Bóg chce zbawienia każdej duszy, trzeba Mu tylko oddać jak dziecko rękę
i dać się prowadzić i szukać świętości".
(A.J. Moja lektura, s.25)
Wiedziała również, że świętość nie jest łatwa do osiągnięcia, że
wymaga wielkiego wysiłku, nieustannej pracy nad sobą, i że równa się ona miłości.
Pisze o tym w liście do koleżanki:
"Świętość nie jest łatwa, mimo, że jest to pobożne życzenie wielu
miernotek. Nieba nie dostaje się za darmo, lecz za wielką miłość".
(A.J. do M. Łukasiewicz, list z l VIII 1950)
Pragnienie świętości u Anny nie było tylko jakimś chwilowym uniesieniem,
ale stałym dążeniem i to stanowczym. To było pierwsze i najważniejsze
zadanie i cel jej życia. W swoich notatkach rekolekcyjnych umieszcza wiele zdań
na ten temat. Oto niektóre z nich:
"Świętość jest wielką rzeczą... Chciałabym być świętą!"
(Dz. i rozw. s.255)
"Świętość, to nie piękne słowa, to życie, które należy pojmować
jako służbę Bogu i to służbę w miłości i miłość w służbie Bożej".
(Dz. i rozw. s.257)
W dążeniu do świętości konieczna jest wytrwała, nieustanna praca nad
usuwaniem swoich wad, słabości natury ludzkiej i działalność pozytywna -
nieustanne dążenie do dobra. Możliwe to jest w klimacie refleksji nad swoim
postępowaniem, w poznawaniu swego charakteru oraz w ciągłym odniesieniu się
do Boga poprzez modlitwę.
Anna świętą się nie urodziła, wręcz, ciągle mówiła, że jest pełną
wad i niedoskonałości. Od początku patrzyła na siebie bardzo krytycznie. W
całej ostrości i prawdzie widziała swoje wady, grzechy, lecz nieustannie z
nimi walczyła. Cel miała jeden: dążyć do doskonałości poprzez walkę z własnymi
wadami, by w to miejsce zaszczepić w duszy miłość Bożą.
Z analizy materiałów źródłowych wyłania się sylwetka duchowa Anny bardzo
ludzka. Jest ona pełna walki wewnętrznej i ciągłej troski, by zachować
czystą duszę. Jako największy skarb.
"Czystość duszy, to największy skarb... Nigdy nie będę uważała, że nieszczęście ziemskie jest
większe od nieszczęścia zatracenia czystości duszy".
(Dz. i rozw. s.251)
Jednakże zachowanie tego skarbu nie przychodziło jej łatwo, jak każdemu -
grzesznemu człowiekowi. O dobro walczyła. Była to walka bezkompromisowa, długa
i wytrwała.
Jej osobiste zwierzenia przelane na karty pamiętnika, czy świadectwa osób
bliskich i znajomych - potwierdzają, że miała niełatwy charakter. Ona sama
też skarżyła się na to mówiąc:
"Jestem strasznie zła, nędzna, słaba, leniwa, przewrotna i podła pod każdym
względem".
(Dz. III, s.60)
W jej notatkach można spotkać wiele krytycznej oceny samej siebie, jak na
przykład:
"Jestem bardzo samolubna, łakoma, chciwa, zazdrosna".
(Dz. m, s.68)
Skarżyła się też na brak odwagi:
"Jestem zupełnie zwyczajny tchórz".
(Dz. III, s.71)
Wiele razy pytała samą siebie:
"Co u mnie tak szwankuje?... pycha, próżność, brak wyrozumiałości, miłość
Boga z zastrzeżeniami i nieczystość".
(Dz. II, s.57)
Ciągła kontrola swego postępowania, ujarzmianie "buntowniczej"
natury - jak się sama wyrażała - stawianie sobie wysokich wymagań, stanowczość
i silna wola w zdobywaniu dobra -oto codzienna Jej praca i walka, która
zazwyczaj kończyła się zwycięstwem. Były też w jej życiu porażki i
upadki, ale z nich się szybko podnosiła i znów szła naprzód, mówiąc:
"Nie jest to wcale pokora oburzać się na siebie samego po upadku, jest to
wtedy nowy upadek, większy od pierwszego, który pobudzi nas do zaniechania ćwiczeń,
rozmyślania, Komunii św. Trzeba nam więc, skoro popadniemy w błąd jaki, zwrócić się z pokorą i
ufnością do Boga i prosząc Go o przebaczenie, mówić: oto owoce z mojego ogrodu. Miłuję Cię z całego serca i zabiję, że Cię
obraziłam. Więcej już tego nie uczynię, udziel mi pomocy".
(Dz. i rozw. s.135)
Po każdym upadku, modliła się z dziecięcą ufnością:
"Byłam dziś do Komunii św. Tak chciałabym być lepszą. Samolubstwo i
pycha, to moje główne wady. O Boże! Dopomóż mi j e wykorzenić".
(Dz. i rozw. s.75)
Po spowiedzi czyniła mocne postanowienia:
"Będę pracować, żeby innym nie robić przykrości przez mój język. Boże, Mateńko, pomóż!".
(Dz. i rozw. s.106)
Biorąc pod uwagę warunki w jakich wychowywała się Anna w swoim dzieciństwie,
które można określić, że były bardzo dobre oraz stosunek rodziców
nacechowany ogromną miłością - mogła wyrosnąć na zupełnie innego człowieka.
Jak najbardziej miała powody ku temu - jak mówią jej znajomi - być wielką
egoistką, szukającą łatwizny życia, rozkapryszoną, leniwą, czyli miernotą.
Tymczasem Anna wyraźnie uciekała od wszelkich ułatwień i nie usprawiedliwiała
siebie pod żadnym pozorem, wręcz twardo postanawiała pracować nad sobą,;
wyznaczała sobie jasny program życia i cel, dla którego chciała pracować.
Oto on:
"Charakter jest to silna, mocna i nierozerwalna wola w kierunku dobra, piękna, prawdy, ofiary i miłości.
W pokusach - nie! W natchnieniach - tak! Nie wolno być miernotą, tylko mocnym człowiekiem.
Do nieba miernoty się nie dostaną. Do nieba idą bohaterowie".
(Dz. i rozw. s.258)
Życiem potwierdziła, iż od tego programu nie odstąpiła do końca.
Realizacja jego wymagała nieustannej pracy nad sobą. Będąc na stanowisku
nauczyciela i wychowawcy również widziała swoje niedoskonałości.
"Ostatnio zauważyłam u siebie kilka < solidnych > wad: chwiejność wobec Prawdy i Sprawiedliwości,
brak tkliwości do uczniów, złość, nerwy. Nie umiem być matką, ale macochą.
Chcę się zmienić na lepsze i modlę się o to bardzo".
(A.J. do M. Łukasiewicz, list z 29 IV 1951)
"Dziś < rozindyczyłam się > w III B - bo poszły znowu aż 9 na
< polskim > do zdjęcia do tableau... Potem mnie to minęło. Nic im nie mówiłam".
(Dz. i rozw. s.225)
A co inni mówią na ten temat? Przyjaciele, znajomi i bliscy widzieli u niej
zarówno wady, jak i bezkompromisową walkę z nimi i zwycięstwa. Współpracownicy
odczuwali wysokie jej wymagania, ale nie mogli mieć do niej żalu, gdyż te
wymagania najpierw stawiała sobie. Jedna z nauczycielek mówi:
"Jako dyrektorka szkoły była bardzo wymagająca od grona
nauczycielskiego, od uczniów. Jeśli chodzi o dobór kadry, to stawiała jej
wysokie wymagania; wszyscy musieli być bez zarzutu.
Niczego nie przepuściła, trzymała ostrą dyscyplinę. Wymagania dotyczyły
osobowości nauczyciela. I rzeczywiście, w okresie, kiedy ona była dyrektorem,
nasze liceum stało na najwyższym poziomie od początku jego istnienia...
Dzięki temu, że była stanowcza i wymagająca od siebie i od innych - mogła
dokonać wiele pięknych rzeczy, zrobić dużo dobrego".
(H. Szczepanik; Wspomnienia)
Podobnie wypowiada się wiele osób.
"Anna bardzo pracowała nad sobą. Z natury bowiem była porywcza, lecz
natychmiast reflektowała się i panowała nad sobą, co było widoczne".
(W. Wierzbicka: Wspomnienia)
"Anna nie była zajęta swoją osobą w znaczeniu miłości własnej.
Znała jednak prawdę o sobie i walczyła ze złymi skłonnościami swojej
natury".
(J. Giełwanowska: Wspomnienia)
Z tych wypowiedzi wynika, że Anna była poddana ostrej, ocenie, która pokrywała
się z jej własną oceną. Z biegiem czasu jej praca nad sobą była ewidentna
i coraz bardziej skuteczna. Wady, słabości natury były coraz mniej widoczne,
nawet dla najbliższych. Nie znaczy to, że ich nie miała, lecz panowała nad
nimi tak, iż nie raziły Już nikogo, jakby gubiły się w Jej zaletach i
cnotach.
W pracy nad kształtowaniem charakteru ważną rolę odegrała jej odwaga i
silna wola oraz współpraca z łaską Bożą- Jej krewna w słowach -
"że Anna choć była słaba fizycznie, lecz duchem silna jak skała".
(W. Wierzbicka: Wspomnienia)
oddała całą prawdę o niej. Na niej też spełniły się jej własne słowa,
które kiedyś wypowiedziała, że
"być dzielnym niełatwo, ale i nietrudno z pomocą Boża"
(Dz. IV. s.7)
Ta prawda znalazła u niej pełne urzeczywistnienie i stała się mocnym
fundamentem pod bogate życie wewnętrzne.
Te słowa zapisała Anna w swoim notatniku. Wśród wielu środków uświęcenia,
modlitwę stawiała na pierwszym miejscu. Mówiła;
"Środki uświęcenia; modlitwa, krzyż, miłość czyli serce. -<
Modlitwa prosta - nie żebractwo, ale pamiętać najpierw: uwielbienie, dziękczynienie, przebłaganie, a potem
prośba. Modlitwa - to siłą!".
(Dz. i rozw. s.258)
Właściwe relacje człowieka z Bogiem i z ludźmi poprzez wiarę, nadzieję i
miłość - utrzymuje i wyprasza żarliwa modlitwa. Autentyczna modlitwa wypływa
z potrzeby serca oddanego Bogu, utrzymuje z Nim łączność, utwierdza we
wierze, dopomaga mu wytrwać w dobrym i wyjednuje wiele łask Bożych.
Dobrej modlitwy uczy nas sam Chrystus w "Ojcze nasz". W niej mówi, byśmy
nie od samych siebie zaczynali i od swoich interesów, ale od Ojca i Jego Królestwa.
"Starajcie się naprzód o Królestwo Boże i o Jego sprawiedliwość, a to
wszystko będzie wam dodane" (Mt 6,33).
A co mówi Anna na temat modlitwy?:
"Modlić się, to znaczy wejść w kontakt z Bogiem i dać się Mu prowadzić
w Jego świat, wejść z Nim do Jego Królestwa".
(Notatki rek. s.49)
Było to właściwe pojęcie modlitwy, a z tym wiązała się potrzeba modlitwy
i pragnienie. Anna od początku, już jako młoda dziewczyna, doceniała wartość
modlitwy i jej konieczność w życiu każdego człowieka- Równocześnie skarżyła
się, że nie umie się dobrze modlić. Toteż gorąco błagała Ducha Świętego,
by ją oświecił i nauczył się modlić. Nie można się uświęcić bez modlitwy, a ja nie wiem, jak ja mam się
modlić i rozmyślać. Chciałabym, żeby Duch Święty pod tym względem mnie oświecił".
(Dz. i rozw. s.154)
Ona doskonale rozumiała rolę Ducha Świętego w uświęcaniu człowieka. Duch
Święty działa w duszy ludzkiej w różny sposób. Przychodzi z pomocą w
sakramentach św., w Słowie Bożym. Wiedziała o tym Anna, dlatego w
sakramencie Pokuty przedstawiała swoje sprawy duchowe kapłanowi i prosiła o
pomoc, na co ten wyrażał zgodę. W dzienniczku zanotowała:
"Ksiądz uczy mnie rozmyślania - na razie nad stówami modlitwy - udaje się
jakoś i postanowienia wysuwam na każdy dzień. Tak jest łatwiej. Widocznie
Duch Święty tego chce".
(Dz. III, s.59)
Aby modlitwa okazała się skuteczna, do tego nieodzowna jest głęboka wiara.
Pan Jezus ciągle podkreślał potrzebę wiary. Do apostołów powiedział:
"Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że
otrzymacie" (Mk 11,21).
Anna niewątpliwie była człowiekiem głębokiej wiary, co potwierdzają świadkowie.
Jej kuzynka mówi:
"Anna, to człowiek silnej i głębokiej wiary. Gdy mówiła o Bogu, to czuło
się, że On jest dla niej Kimś oczywistym, na pewno istniejącym, stale
obecnym. Często zwracała się do Niego w modlitwie w przekonaniu, że będzie
wysłuchana. Ona stale żyła w Jego obecności".
(G. Ligęza: Wspomnienia)
Każdą ważną sprawę zaczynała od modlitwy do Ducha Świętego i mocno
wierzyła w Jego moc, oświecenie rozumu, umocnienie woli. W rozmowach z ludźmi,
zwłaszcza w trudnych przypadkach - zanim podjęła jakąś decyzję - często
razem z rozmówcą modliła się do Ducha Świętego. I wtedy przychodziło
trafne rozwiązanie problemu.
(L. Tomkiewicz, Wspomnienia)
Jednakże jej stosunek do Trzeciej Osoby Boskiej nie polegał tylko na
wypraszaniu pomocy w trudnej sprawie, Anna wchodziła głębiej - w relację
duszy do Ducha Świętego, mającej konsekwencje w życiu.
Potrzeba modlitwy wypływa z potrzeby miłości. Kto kocha i pragnie być
obdarzany miłością - dąży do kontaktu z kimś umiłowanym. W modlitwie nawiązujemy
kontakt z Panem Bogiem, Który najbardziej nas kocha; bezinteresownie i
bezwarunkowo. Odpowiedzią ze strony człowieka na miłość Bożą, winna być
również miłość objawiająca się w czynach.
Z kolei miłość jest tylko wtedy, kiedy niesie ze sobą przebaczenie. Człowiek
nieustannie czeka na wielkie przebaczenie ze strony Boga i ciągle je otrzymuje.
Jednakże, by je otrzymać musi spełnić nieodzowny warunek; umieć przebaczać
drugiemu człowiekowi. Jeśli ludzie skarżą się, że ich modlitwa jest
nieskuteczna, to powodem tego jest, być może - brak przebaczenia. Mówi o tym
również sam Pan Jezus:
"A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu,
aby także Ojciec wasz. Który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia
wasze" (Mt 5, 23-24).
Świadkowie życia Anny Jednoznacznie wypowiadają się o jej wielkim duchu
wybaczania innym wszelkich doznanych przykrości. Ona do nikogo nie miała
pretensji, żalu, urazy czy gniewu z powodu, że ją, ktoś obraził, wyrządził
jakąś krzywdę. A przecież ciągle była narażana na różne przykrości, już
to z powodu swojej pracy, zajmowanych funkcji, już to z przekonań religijnych,
czy też ze swego zaangażowania apostolskiego. Ona wciąż była narażona na
ostre krytyki, oceny, opinie innych. Mimo tego, potrafiła przechodzić obok
tych wszystkich trudności - z godnością, z wysoką kulturą przebaczania,
darowania uraz, z wyrozumiałością dla ludzkich błędów i małostkowości,
darowania wyrządzonych przykrości i krzywd.
To jej wielkie szlachectwo ducha ośmielało innych; słabych i błądzących
ludzi, zwłaszcza młodzież - do zwierzania się nawet z najskrytszych tajemnic
i przeżyć. Jej mieszkanie, jak się wyrażali właśnie ci ludzie - przypominało
Jeden olbrzymi konfesjonał. Tam, w zwierzeniach i w towarzyszącym żalu -
dokonywały się nawrócenia. Anna potrafiła oddzielać błędy od osoby; błędy
potępiała, a ludziom pomagała z nich powstawać. W tym tkwiła jej umiejętność
i sekret podchodzenia do drugiego człowieka. Młodzi ludzie doznający przemian
byli przekonani, że działo się to za pośrednictwem ich wychowawczyni. Mówili:
"Przy Pani profesor naprawialiśmy nasze charaktery".
(T. Petry: Wspomnienia)
"Pani Profesor umiała słuchać, a to ośmielało do zwierzeń. Ona nigdy
nie mówiła źle o drugich".
(K. Majkut: Wspomnienia)
"Jej pokój przypominał konfesjonał. Z jej domu wychodziłem bogatszy i uśmiechnięty,
pełen nadziei i wiary. Nazywam ten pokój konfesjonałem nie tylko dlatego, że
tu otwierały się serca, lecz dlatego, że pani profesor umiała słuchać i umiała milczeć,
Mieliśmy do niej bezgraniczne zaufanie".
(Fr. Dziedzic: Wspomnienia)
Dbałość o własne życie wewnętrzne i uporządkowanie spraw wobec drugich -
czyni człowieka otwartym równocześnie na Boga i gotowym do przebywania z Nim
"sam na sam" w modlitwie. Bóg przez swoją łaskę usposabia człowieka
do przylgnięcia do Niego całym jestestwem. Wówczas pogłębia się jego
wiara, serce rozpala się coraz większa, miłością, a na dalszy plan odchodzi
wszystko, co bezpośrednio nie prowadzi do Boga.
Ten proces da się zauważyć w życiu Anny. Jeśli zajmowała się pracą i
licznymi zajęciami, to w łączności z Bogiem. Wszystko było przeniknięte
modlitwą, która nie była jakimś czystym formalizmem, ale żywym odniesieniem
się do Boga. W jej notatkach czytamy:
"Pracę zamieniać w modlitwę. Wytrwać!".
(Notatki rek. s.50)
Anna bardzo pragnęła, by jej modlitwa była żywa, autentyczna. Obawiała się
w niej formalności i rutyny, Przed tym przestrzegała też innych, mówiąc:
"Niech nasza modlitwa będzie żywa, spontaniczna. Brońmy się przed modlitwą mechaniczna i bezmyślną. Błagajmy ciągle:
Panie, naucz nas modlić się. Naucz nas ścieżek Twoich. Naucz nas modlić się tak, jak Ty sam życzysz sobie. Spotkanego w dzisiejszej
modlitwie Chrystusa i Jego Matkę Maryję wprowadzajmy na wszystkie ścieżki
naszego życia, aby mimo naszej małości i słabości woli - byli z nami"
(Dz. i rozw. s.354)
W modlitwie bardzo ważną rolę odgrywa pamięć na obecność Bożą. Anna
zdawała sobie sprawę z tego koniecznego warunku sprzyjającego dobrej
modlitwie. Mówiła:
"Błogosławiona jest w naszym życiu rola pamięci na obecność Bożą, a
zarazem jest to piękne i proste rozwiązanie stosunku do Boga... Bóg jest niewidzialny, ale realny i Jego obecność w nas jest faktyczna.
Główną zasadą rozwoju życia wewnętrznego jest przekonanie, że obcowanie z
Bogiem, to normalny stan każdego chrześcijanina. Musimy zwracać uwagę - od wewnątrz - na obecność Chrystusa w nas, i to często
w ciągu dnia, nie tylko raz przy rachunku sumienia wieczorem, ale zawsze - mieć
jakby < lotną kontrolę >."
(Dz. i rozw. s.301)
O potrzebie modlitwy tak mówiła:
"Człowiekowi jest potrzebne duchowe pożywienie, czyli modlitwa -jak ładowanie
akumulatora".
(A.J. do M. Łukasiewicz, list z 29 IV 1951)
Dzięki modlitwie jej działanie okazywało się skuteczne. Zanim komuś coś
doradziła, pomogła - najpierw sprawę tę polecała Bogu w modlitwie. Czyniła
to osobiście lub wspólnie na czuwaniu modlitewnym. Każdy dzień zaczynała
uczestnictwem we Mszy św. i przyjmowaniem Komunii św.
Miała też zwyczaj - przed zajęciami w szkole - wstępować do kościoła na
krótką adorację Pana Jezusa w Najśw. Sakramencie, by od Niego zaczerpnąć
moc i siłę do ciągłej walki o dobro.
Modlitwa zapewniała jej bezpieczeństwo, spokój, zwłaszcza w czasach bardzo
trudnych. Uczniowie, gdy widzieli swoją profesorkę modlącą się w kościele,
bardzo często ostrzegali ją, by uważała na siebie i nie narażała się
ateistycznym władzom prześladującym ludzi za ich przekonania. Na te ich życzliwe
ostrzeżenia Anna odpowiadała tylko wdzięcznym uśmiechem, czasem wzruszeniem
i nadal trwała twardo przy swoich słusznych zasadach. Oni ze zbudowaniem
patrzyli na nią i umacniali swoją wiarę w Boga. Jedna z uczennic mówi;
"Najbardziej uderzała mnie u niej odwaga. Odwaga profesorki w wyznawaniu wiary. Zaznaczam odwagę,
bo w obecnych czasach, gdy mamy Jana Pawia II ludzie nie wstydzą się wiary. A wówczas, w środowisku < wielkości > ambicji artystycznych,
jakie mają uczniowie LSP - było to nie lada wyczynem. Oficjalne, publiczne afiszowanie swego chrześcijaństwa
i potwierdzenie tego życiem, nie tylko dobrymi chęciami, lecz każdym gestem, każdym zdaniem wykładu, każdą
myślą i troską o innych - jawi się jako heroizm wysokiej klasy, coś co każdy chrześcijanin powinien posiadać".
(A. Łątka: Wspomnienia)
Modlitwą przeplatała Anna wszystkie swoje czynności. Nie przeszkadzało jej w
trakcie załatwiania czegoś trudnego, by odnieść się do Boga i zapytać
Chrystusa, jakby to On w tym wypadku postąpił - twierdzą jej rozmówcy.
Modlitwą kończyła całodzienny swój trud, zamykała kolejny dzień i jak
pieczęć kładła ją na tym, co robiła. Była to modlitwa uwielbienia i dziękczynienia
za otrzymane łaski, które zsyłał Bóg w każdym dniu oraz modlitwa przebłagania.
W rachunkach sumienia prześwietlała swoją duszę i wciąż prosiła Boga o
wielką miłość i pomoc we wszystkim.
Dłuższej modlitwie oddawała się, gdy trwały jakieś uroczystości kościelne,
np. misje, rekolekcje, pielgrzymki, dni skupienia. To były szczególne chwile,
które zbliżały ją do Boga i mocniej z Nim jednoczyły.
Od modlitwy uzależniała Anna też skuteczność swego apostolstwa. Uważała,
że same czyny nie wystarczą. W wielu wypadkach pozostawała tylko sama
modlitwa, zwłaszcza w trudnych sprawach, np. dotyczących czyjegoś nawrócenia
do Boga.
"Gorąco proszę o mocne modlitwy, gorące, wytrwale pukanie i dobijanie się
o Łaskę przemienienia dla małżeństwa: Adama i Haliny. Tam jest z nimi beznadziejnie, ale moc Boża jest większa niż zło.
To młode małżeństwo i taki smutek. Też o Łaski Bożego cudu dla: Jadzi,
Zbyszka, Jana, Mietka i parafie Jarosławia".
(A.J. do T. Kudryk, list z l m 1971)
Od modlitwy uzależniała własną działalność i innych. Do znajomego kapłana
pisała:
"U progu nowego roku, tak na starcie, mocno i serdecznie życzę, żeby
zawsze Bóg był blisko, i żeby On był początkiem i końcem wszystkiego działania.
Wtedy będzie dobrze i słusznie, nawet, gdyby pozornie było źle".
(A.J. do K. Helona, list z 811967)
Widząc skuteczność modlitwy wspólnotowej Anna zorganizowała grupę ludzi,
pragnących spotykać się razem, regularnie w każdą pierwszą sobotę miesiąca,
by uwielbiać Boga, dziękować Mu za dobrodziejstwa, przepraszać za grzechy i
błagać o ratunek dla zagrożonej ludzkości. Intencjami obejmowali wszystkich,
szczególnie modlili się za Kościół św. i Ojczyznę. Były to intencje
dotyczące aktualnych spraw Dla przykładu oto niektóre z nich;
"Przeżyjmy w duchu wiary wartość czasu i przemijania, i odchodzenia do
Boga Ojca, gdzie mieszkań wiele i gdzie tak wielkie szczęście, że ani oko
nie widziało, ani ucho nie słyszało... Zróbmy rachunek sumienia, czy w każdej chwili możemy odejść?
Czy są sprawy nieuregulowane w naszej duszy? Czy stać nas na żywą wiarę, na mężne jej wyznawanie?
Jeśli nie, uczmy się powtarzać z Maryją: będę z Tobą Jezu w chwilach zwątpienia, którymi świat
dzisiejszy karmi ludzi ponad miarę, w trudnych dniach życia, w uśmiechu przez łzy,
w miłości bliźniego posuniętej aż do absurdu,
bo tylko miłość zwycięża świat".
(Dz. i rozw. s.308)
Poprzez modlitwę pragnęła Anna dotrzeć do zatwardziałych grzeszników,
prosząc Boga o łaskę nawrócenia. Bliskie jej były zalecenia Soboru Watykańskiego
n skierowane do ludzi świeckich:
"Niech świeccy przepajają miłością swoje życie i w miarę możności
dają jej wyraz w czynach. Niech wszyscy pamiętają, że przez kult publiczny i
modlitwę, pokutę i dobrowolnie podejmowanie trudów oraz utrapień, przez które
upodobniają się do cierpiącego Chrystusa (2 Kor 4,10), mogą dotrzeć do
wszystkich ludzi i przyczynić się do zbawienia świata" (DA 16).
Swoimi modlitwami docierała Anna wszędzie. Tam, gdzie nie mogła pomóc
materialnie, starała się pomagać duchowo. Jej modlitwa miała apostolski
wymiar i charakter eklezjalny. Bowiem swoje posłannictwo pełniła w łączności
z Kościołem i w Kościele.
Omawiając maryjną drogę Anny, należy jeszcze wspomnieć o jej ulubionej
modlitwie, jaką był Różaniec. W tajemnicach różańcowych odkrywała wielką
głębię. Uważała, że przez tę modlitwę przyjdzie ratunek dla całego świata,
byleby ludzie w niej nie ustawali. Oto jej rozważania na temat Różańca:
"Biorę do ręki Różaniec i w duchu, poprzez intencję -owijam nim cała
kulę ziemską smutną, rozdartą, pełną wojen i cierpień, wątpliwości i
niewiary. Moją ufność składam u stóp Twoich i wierzę, że przez Ciebie,
Matko Boża przyjdzie ratunek, światło, pomoc... Dla mnie i dla wielu serc. Tylko pomóż mi dobrze odczytać głębię tajemnic Różańca i naśladować
Ciebie w moim życiu".
(Dz. i rozw. s.320)
Widząc wielkie zło szerzące się w świecie, mówiła:
"Na nowo odkryjmy w różańcu siłę. Weźmy Różaniec do ręki mocno i z
ufnością. W tę noc czuwania i przez cały październik módlmy się Różańcem
za świat, za Kościół, za Polskę, za naszą diecezję, parafię, rodzinę,
miejsce pracy -za siebie, byśmy byli wierni, byśmy dojrzewali do Bożych spraw
i dróg. Mamy o co błagać. Za Kościół św. przeżywający teraz liczne
burze i wichry jak na przedwiośniu". "Lourdes i Fatima wola: Pokuty!
Odmawiajcie Różaniec!".
(Dz. i rozw. s.319)
Z modlitwy różańcowej Anna nigdy się nie dyspensowała Także swojej grupie
modlitewnej ciągle przypominała:
"Pamiętajmy o codziennym Różańcu za
Polskę"…
Umiłowanie modlitwy różańcowej przez Annę było jeszcze jednym akcentem jej
maryjnej drogi do Chrystusa.
Próby nakreślenia DUCHOWEJ SYLWETKI Anny Jenke, zmierzały do wykazania, iż
była ona kształtowana na Ewangelii. Proste, zwyczajne jej życie - w zasadzie
niczym nie różniące się od innych rówieśników - z czasem Jednak stawało
się ono coraz bardziej niezwykłe. Po wnikliwej jego analizie można wnioskować,
że cały jego urok, nieprzeciętność tkwiły w pięknie czerpanym wprost z
Ewangelii.
Wydaje się, że trafnie określił je w "Mowie pogrzebowej" ówczesny
ks. proboszcz Bronisław Fila, który między innymi powiedział:
"(...) Profesor Anna Jenke ofiarnie służyła każdemu, bez wyjątku, każdemu
potrzebującemu pomocy. To był głęboki humanizm, który opierał się na
Ewangelii Chrystusowej na mocach płynących z głębokiej wiary i częstej
Komunii św. Życie swoje pojęła jako służbę Dobru. Ujęło ją piękno literatury tak
bardzo przepojonej pierwiastkami religijnymi i ewangelicznymi. Zapalała więc młodych
do umiłowania nieskończonego Piękna, Dobra i Miłości".
(ks. Br. Fila - Mowa pogrzebowa, 18 II 1976)
Zachwyt Ewangelią mobilizował Annę do życia według niej, bowiem tam
znajdowała odpowiedź na wszystkie pytania dotyczące życia doczesnego i
wiecznego, właściwe rozwiązania trudnych problemów, prostą drogę do Boga.
To, że żyła Ewangelią, łatwo trafiała do drugiego człowieka, nieraz
nieufnego, zrażonego do otoczenia, opuszczonego, oddalonego od Boga i ludzi.
Ewangelia uczyła ją miłości bezinteresownej, tej na co dzień w zetknięciu
z wszystkimi, których spotykała na swojej drodze. Uczyła ją akceptować
ludzi takimi, jakimi byli; także z ich wadami, słabościami. I im chciała pomóc
wydobyć się ze zła i duchowego nieszczęścia. Tym ludziom, zwłaszcza młodzieży,
ukazywała Chrystusa jako Prawdę, Drogę i Życie.
Rozważając jej życie, które było oparte na Ewangelii, należy podkreślić
jeszcze jeden element: radość. Anna była pogodna, radosna, nawet wtedy, gdy
przeżywała przykre i smutne chwile. Pamiętała wówczas o słowach Chrystusa:
"Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć będą. Radujcie się i
weselcie się, albowiem zaplata wasza obfita jest w niebiesiech" (Mt
5,11-12)
Dość wcześnie zrozumiała, gdzie bije Źródło radości, do którego chciała
przyprowadzić wszystkich. Tam, gdzie życie tętni miłością, modlitwą - tam
jest radość i pokój. Anna żyła miłością, toteż towarzyszyła jej radość.
Potwierdzają to wszyscy świadkowie jej życia. Jeden z nich mówi:
"Anna, choć miała twarz poważną, uduchowioną - to zawsze uśmiechniętą.
Ona nie przyznawała się do tego, co ją boli, co dokucza, zawsze miała dobry
humor i promieniowała radością mimo wszystko".
(A. Cichoń do B. Lipian, list z 2911985)
Innym także nie pozwalała na smutek. Gdy widziała brak radości u swojej koleżanki,
pytała;
"Czemu w nas tak sporo goryczy się gromadzi? Czemu nie umiemy być
pogodne? Skąd brać Stonce? Czy zapomniałyśmy...?"
(A.J. do M. Łukasiewicz, list z 28 11954)
Bliscy i znajomi mówią, że Anna dla swoich rodziców była "dzieckiem
szczęścia", "aniołem opiekuńczym", "promykiem radości".
Tą radością promieniowała również na innych ludzi, na cale otoczenie. W
harcerskiej studenckiej drużynie Watra nazwała się "Słoneczną Skałą"
- co oznaczało, że sobie stawiała wysokie wymagania, natomiast w stosunku do
innych pragnęła być pogodną, kochającą.
Jako harcerka, na obozach, wycieczkach - tryskała radością. Również w
rozmowach, korespondencji nawiązywała do radości. W każdym liście znajdowały
się takie oto akcenty:
"Stonce niech wschodzi tam, gdzie Ty. I życzę Ci Kochana słońca w sercu
i pogody ducha".
"Posyłam Ci dużo, dużo serdecznych pozdrowień od kwiatów, i słońca,
dużo dobrych myśli i pogody ducha"
(list do kuzynki G. Ligęza b.d.)
"Piękna jesień. Koniecznie trzeba zauważać słońce, jarzębiny i
chryzantemy. Tego Piękna życzę i dużo, dużo radości".
(A.J. do K. Helona, list z 12 X 1967)
Zwierzęta, ptaki, kwiaty, gwiazdy to temat dla Anny do kontemplacji Boga
Stworzyciela. Wówczas jej wrażliwa dusza napełniała się radością i miłością
dla Boga. Na tle piękna przyrody widziała człowieka stworzonego na obraz i
podobieństwo Boga, którego darzyła miłością.
Takie rozumowanie ułatwiało jej kontakty z ludźmi. Przez to rozwijało się
też apostolstwo. Można powiedzieć, że było to apostolstwo radości i
radosne apostolstwo- Przez nie zbliżała Anna innych do samego Źródła radości,
to Jest do Jezusa Chrystusa.
A zatem, Anna była radosnym głosicielem Radosnej Nowiny. Miłość Boga i
ludzi, a z niej wypływająca radość - czyniły jej życie owocne, przykładne,
twórcze i apostolskie. Dlatego do niej nie odnoszą się jej własne słowa:
"święty smutny - to naprawdę smutny święty", lecz słowa: Anna -
to zwiastun Radosnej Nowiny.
Na ewangelicznej i maryjnej drodze, na której wiernie naśladowała Chrystusa,
osiągała świętość, czyli największe pragnienia serca, które miała od
wczesnej młodości. Swoim życiem zaświadczyła autentyzm chrześcijańskiej
postawy. Ewangelię szerzyła głównie przez osobistą doskonałość, która
rodziła dobro, przynosiła bogate owoce, co tak bardzo dziś podkreślaj ą Jej
znajomi:
"Dzięki swej bezinteresowności, uprzejmości, zrównoważeniu i zdolności
rozpoznawania sytuacji, Anna mogła zrobić dużo dobrego. Nie dowiemy się
nigdy do ilu ognisk domowych wniosła pociechy, radości, nadziei, wiary - ile
rozwiązała albo zażegnała dramatów, ile bolesnych przeżyć uśmierzyła
swoimi słowami, uśmiechem, modlitwą i radą, jak wyjść z zaułków egoizmu,
żalu, nieustępliwości i urazy".
(W. Wierzbicka: Wspomnienie)
"Zachowam zawsze w pamięci osobę Anny Jenke jako przykład wzorowego
chrześcijanina, gorącej patriotki, człowieka o szerokim sercu, w którym była
tylko dobroć, życzliwość, wielkie umiłowanie Boga i ludzi".
(J. Dyrkacz: Wspomnienia)
Mówiąc o duchowości Anny Jenke, można ją określić najkrócej, że była
ona ewangeliczna i maryjna, realizowana w Kościele i w Jego duchu. Była to świętość
o jakiej mówi również Sobór Watykański H, który wiele miejsca poświęca
świętości ludzi świeckich. Przypomina, że pierwszym ich zadaniem jest uświęcenie
własne i uświęcenie świata od wewnątrz. To uświęcenie dokonuje się w Kościele
przez głoszenie ewangelicznej miłości.
Podobnie naucza Jan Paweł H, który w swojej adhortacji "Christifideles
laici" mówi, że świętość osobista winna być pierwszym i najważniejszym
obowiązkiem każdego. I że są potrzebne przykłady i wzory, by udowodnić światu,
że świętość jest możliwa do osiągnięcia i to w każdym czasie, w każdym
miejscu, przy pełnieniu różnych zawodów i w różnym stanie.
Wydaje się, że takim przykładem świętości osoby świeckiej, współcześnie
żyjącej jest Anna Jenke.
|